Portal Ministerstwa Nauki ma wbudowaną wyszukiwarkę zewnętrzną Google, która narzuca użytkownikowi skorzystanie z wyszukiwarki. Użytkownik, który chce się dowiedzieć np. o kredyt studencki, oprócz informacji resortowych dostaje niechciane reklamy, m.in. chwilówek. Google tak pozycjonuje swoją wyszukiwarkę, że pierwsze wyniki to wyłącznie reklamy – na których zarabia tylko on, a nie resort, choć ten udostępnia mu swoją powierzchnię. Nie ma też kontroli nad tym, jakiej treści reklamy użytkownik ministerialnej strony zobaczy.
Sprawdziliśmy, czy podobną możliwość mają strony innych ministerstw – okazuje się, że nie. Na portalu Ministerstwa Sprawiedliwości szukający otrzyma wyłącznie materiały wytworzone przez resort, podobnie działa strona Ministerstwa Finansów czy MSWiA.
Czytaj także: Google żąda od pracowników, by byli dla siebie milsi
– Własne wyszukiwarki odnoszą się do własnych zasobów. Tutaj resort udostępnia bazę materiałów z zewnątrz. Wykorzystując zasoby Google'a, niestety musimy godzić się na reklamy. Warto jednak podkreślić, że tego typu implementacja jest darmowa dla właściciela serwisu – mówi nam Sławek Czajkowski z firmy Kampanie SEO – Pozycjonowanie Stron. Przyznaje jednak, że resort, korzystając z zewnętrznej wyszukiwarki, traci kontrolę nad tym, co znajduje się na jego stronie. – Na pierwszy rzut oka zastosowanie tutaj wyszukiwarki zewnętrznej może wydawać się nieuzasadnione, ale może jest jakiś powód, którego nie widać od razu – zastanawia się Czajkowski.
Jak wyjaśniła nam dziś resort "wyszukiwarkę Google na stronie MNiSW zaimplementowano w wyniku umowy podpisanej 12 sierpnia 2015 roku z firmą zewnętrzną".