W poniedziałek tygodnik „Do Rzeczy" podał, że Mariusz Błaszczak może zostać szefem Najwyższej Izby Kontroli. Oficjalnie politycy PiS temu zaprzeczają. Ale w ostatnim czasie Ministerstwo Obrony Narodowej było wielokrotnie krytykowane przez opozycję i media za opóźnienia w realizacji programów modernizacyjnych polskiej armii.
Skąd wzięła się wiadomość o NIK? Na pewno nie z narzucającej się interpretacji, że pozycja Błaszczaka w obozie władzy słabnie. Jak wynika z naszych informacji, jest wręcz przeciwnie. – Szef MON jest niezwykle wysoko oceniany i bardzo ceniony zarówno przez prezesa PiS, jak i w partii rządzącej – mówi nasz rozmówca z partii Kaczyńskiego, który dobrze zna sytuację. Błaszczak otrzymał od władz partii zadanie naprawienia sytuacji w resorcie po poprzednim ministrze i poprawienia sytuacji w wojsku.
Czytaj także: Jak długo jeszcze trzeba będzie sprzątać po Macierewiczu?
W warstwie politycznej szef MON wielokrotnie chwalił się np. podpisaniem umowy na patrioty. To również jest element przesłania PiS. Nie bez znaczenie jest zmiana relacji z Pałacem Prezydenckim, która nastąpiła niemal natychmiast po zmianie na stanowisku szefa MON w styczniu tego roku. Stratedzy PiS uznają bezpieczeństwo (militarne, ale i wewnętrzne) za jedno z kluczowych pól w kampanii parlamentarnej 2019 r. Dlatego zadania Błaszczaka są dla partii newralgiczne, podobnie jak wysiłki w celu zagwarantowania większej obecności wojsk USA i NATO na polskim terytorium. Tematem, z którego opozycja będzie rozliczać PiS w kampanii za rok, będzie szczególnie program śmigłowcowy czy stan Marynarki Wojennej. Partia rządząca doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Jak wynika z naszych rozmów, informacje o tym, że Błaszczak mógłby zostać szefem NIK, wynikają raczej z przekonania partii, że jest bardzo kompetentny, jeśli chodzi o to stanowisko. W PiS jest uznawany za człowieka do zadań specjalnych i gaszenia pożarów, cieszącego się pełnym zaufaniem szefa partii Jarosława Kaczyńskiego.