O sprawie "Rzeczpospolita" pisała jeszcze we wrześniu. – Plan jest taki, by w dniu wyborów zwieźć z Polski autobusy ludzi, którzy podjadą pod lokal wyborczy i wrzucą głos na faworyta. Wszystko lege artis – mówił nasz informator.
Wystarczy wpisać się do rejestru wyborców w danej gminie i oświadczyć, że w niej się mieszka. Sprawę ułatwia fakt, że wniosek można przesłać elektronicznie, wypełniając formularz ze strony Ministerstwa Cyfryzacji. – Urząd ma trzy dni na wydanie decyzji – nie ma szans, by sprawdzić, czy pod tym adresem ta osoba mieszka, czy w lokalu są jej rzeczy – opowiada nam urzędnik z warszawskiego ratusza. Taki nowy wyborca – jak wynika z najnowszych wytycznych Państwowej Komisji Wyborczej – nie musi przedstawiać urzędnikowi np. umowy najmu, o pracę, legitymacji studenckiej.
Jeśli osoba jest zameldowana na stałe – wpis następuje z urzędu, ale może też nastąpić na wniosek wyborcy, który wskaże, że jest to jego stałe miejsce zamieszkania. We wniosku podaje się podstawowe dane. Do wniosku wystarczy dołączyć kserokopie ważnego dokumentu stwierdzającego tożsamość, pisemną deklarację na temat obywatelstwa oraz adres stałego zamieszkania na terytorium RP. Wnioskodawca nie musi udowadniać poprzez np. umowę najmu mieszkania w Warszawie, że tu mieszka na stałe – PKW tego nie wymaga. Urząd nie musi zweryfikować prawdziwości adresu w stolicy, a wyborca, nawet jeśli poda nieprawdę, nie zostanie ukarany.
– W 2017 roku do rejestru wyborców – na wniosek wyborcy – zostało wpisanych 247 osób, a w 2018 roku do dnia 19 września 2234 osoby – wyliczał w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Bartosz Milczarczyk, rzecznik urzędu miasta stołecznego Warszawy. Teraz o nowe dane zapytał Onet. Okazuje się, że liczba ta jest już ponad cztery raz wyższa.
Z danych na 9 października, czyli środę, wynika, że od początku roku do rejestru wyborców dopisało się 9155 osób. To ponad dwa razy więcej niż przed poprzednimi wyborami samorządowymi. W całym 2014 roku, w którym się odbywały, do rejestru wyborców dopisały się 4354 osoby.