Z tej układanki zwycięsko wyjść może Adam Struzik, po raz kolejny zdobywając buławę marszałka. W wyborach PiS zdobyło 24 mandaty, Koalicja Obywatelska – 18, PSL – 8, a Bezpartyjni Samorządowcy – 1. Na oko więc sytuacja jest prosta: PiS z radnym Bezpartyjnych mają 25 mandatów, a koalicja KO–PSL – 26. Ale w polityce trudno o łatwe układanki. Nowością w stosunku do wyborów z 2014 roku jest to, że w siłę urosło PiS (zdobyło wówczas 19 mandatów), ale przede wszystkim zmienił się układ między dotychczasowymi koalicjantami. Poprzednio bowiem PSL miał 16 radnych wojewódzkich, a PO – 15.

Czytaj także: Kierwiński: Warszawiacy dobrze wybrali

Teraz różnica wynosi 16 na korzyść KO. Stąd pewnie bierze się frustracja w Platformie, której mazowieccy działacze nie chcą zgodzić się na kolejną kadencję marszałka z PSL. Na to stanowisko PO wystawiła posła Marcina Kierwińskiego, jednego z najważniejszych polityków PO na Mazowszu. – Struzik stworzył udzielne księstwo – mówi nam nieoficjalnie jeden z polityków PO – miał swojego zastępcę i dwór, rozdawał posady swoim ludziom i został prawdziwym baronem. Dlaczego teraz mielibyśmy się na to godzić? Odpowiedź jest prosta: w kolejce do PSL stoi PiS, które gotowe jest zawrzeć koalicję ze swoim największym wrogiem, byle tylko zdobyć władzę na Mazowszu. Takiego układu jednak nie wypada zawrzeć prezesowi PSL Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, który zapowiedział, że na poziomie regionalnym żadnych układów z PiS nie będzie. Partia Jarosława Kaczyńskiego kusi więc szeregowych radnych, a jako partia rządząca ma do zaproponowania wiele ofert. Czy to się może udać? Kierownictwa – zarówno PO, jak i PSL – bardzo takiego wariantu nie chcą, co niewątpliwie jest katalizatorem kompromisu. Ale ten łatwy nie jest choćby dlatego, że pozycja Adama Struzika, wiceprezesa PSL, jest w stronnictwie tak silna, że nawet prezes nakazać mu posłuszeństwa nie może. Struzik wie, że jeśli się uprze, to marszałkiem będzie – w takiej koalicji czy innej. Obie partie muszą więc pójść na ustępstwa, jeśli chcą zachować władzę – i twarz. Pole do negocjacji nie jest duże. I tradycyjnie, jak to między partiami, głównie dotyczy stanowisk.

Nieoficjalnie można usłyszeć w PSL, że ludowcy wszystko są w stanie oddać, ale nie Struzika. I PO będzie musiała się pewnie z tym pogodzić. Stanie się to jednak prawdopodobnie kosztem jednego z zastępców marszałka, desygnowanego przez PSL. PO będzie mieć większość w zarządzie – a PSL – marszałka. Czy ta układanka zadziała? To się ma okazać w przyszłym tygodniu, kiedy już wszystkie stanowiska zostaną rozdane.