Otaczają mnie technokraci – mówiła o Millerze Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO), gdy rok temu powoływała go na wiceprezydenta Warszawy. 55-letni Miller pracuje po kilkanaście godzin dziennie, bez względu na to, jakie obejmuje stanowisko. Nigdy nie należał do żadnej partii, nie angażuje się w spory polityczne. W swoich ekipach zatrudniały go wszystkie opcje rządzące: UW, AWS, PiS, SLD i teraz PO.
– To sukces PO, że pozyskała go jako wojewodę – sądzi Marek Balicki, minister zdrowia w rządzie Marka Belki (SLD). To on w 2004 r. wybrał Millera na prezesa NFZ. Dlatego, że cenił go jako wicewojewodę krakowskiego (Miller został nim za premiera Tadeusza Mazowieckiego i był nim do rządów AWS). – Podczas choroby wojewody to on zarządzał regionem i świetnie to robił. Był w czołówce 2 – 3 najlepszych zarządców ówczesnych 49 województw – wspomina Balicki.
Stanowisko wojewody to zapewne nie ostatnia propozycja, jaką Miller dostał od Platformy. I nie pierwsza. PO oferowała mu już podobno tekę wiceministra finansów (był nim w rządzie Jerzego Buzka i pełnomocnikiem rządu ds. decentralizacji finansów, potem poszedł za Leszkiem Balcerowiczem do NBP). Długo był typowany na nowego szefa NFZ lub wiceministra zdrowia. Ale Miller nie chciał być zależny od minister zdrowia Ewy Kopacz. O jego odmowie przesądziło to, że jej zastępcą został Marek Twardowski, szef Porozumienia Zielonogórskiego lekarzy rodzinnych. To zapewne Twardowski będzie nadzorował NFZ i już nawet wskazał nowego prezesa: Jacka Paszkiewicza. Też woli bowiem nie współpracować z Millerem, który nie ukrywa, że ma o nim złe zdanie. Jako szef NFZ wiele miesięcy, pod groźbą zamknięcia przychodni, negocjował z Twardowskim stawki za leczenie. Zawsze twardo negocjował też kontrakty ze szpitalami, nawet za cenę strajków.
Jednak Miller może wkrótce objąć inne stanowiska w służbie zdrowia. W środowisku medycznym panuje przekonanie, że jeśli minister Kopacz nie rozwiąże problemów lecznictwa, to za rok zastąpi ją właśnie Miller. Ale może też otrzymać stanowisko, które dopiero powstanie. Jeśli bowiem PO chce zrealizować plan podziału NFZ na kilka mniejszych funduszy, będzie potrzebowała pełnomocnika ds. tej reformy. Nie podlegałby bezpośrednio ministrowi zdrowia, więc Miller – zwolennik prywatyzacji i konkurencji w ochronie zdrowia – może nim zostać. A po reformie – pokierować urzędem, który fundusze będzie nadzorował. – On lubi być prezesem, choć nie rozumiał, że instytucje, jakimi kierował za rządów SLD, są nadzorowane przez ministrów, i nie chciał tego nadzoru uznać. Chciał rządzić sam. Miałem z nim te same kłopoty co wcześniej minister rolnictwa, który powołał go na prezesa ARiMR i szybko odwołał – śmieje się Balicki. Szybko popadł w konflikt z Millerem. Dlaczego? Bo Miller zawsze sztywno trzymał się planu wydatków i krytykował pomysły ministrów. Mimo to wytrwał aż do rządów PiS, które zmieniło nawet prawo, by go odwołać. Ale zaoferowało mu inną posadę: wiceministra finansów. Odmówił. Dziś wraca do gry.