Platforma nie docenia polityki pamięci

Muzeum Ziem Zachodnich powstanie nawet przy braku poparcia ze strony rządu, bo odpowiada na rzeczywistą potrzebę prezentacji tego, co w historii Polski niezwykłe – przekonuje polityk i publicysta

Publikacja: 29.07.2008 01:50

Red

Trzy lata temu z inicjatywy prezydenta Rafała Dutkiewicza odsłonięto we Wrocławiu pomnik kardynała Bolesława Kominka. Każdy, kto zwiedza Ostrów Tumski, może zwrócić uwagę na postać hierarchy, który odegrał istotną rolę w procesie pojednania polsko-niemieckiego i przezwyciężania jałtańskiego podziału Europy. Był on głównym autorem „Orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich”, które do dziś może stanowić wzór pojednania w ramach prawdy.

Polityka pamięci nie jest wymysłem polskich konserwatystów, lecz działaniem silnie obecnym w praktyce niemal wszystkich państw europejskich

Orędzie nazywało okupację niemiecką okresem „totalnego zniszczenia i wytępienia”, stwierdzało, że prawo Polski do ziem zachodnich jest kwestią egzystencji, i jednocześnie apelowało o dialog i pojednanie między narodami. Wystąpienie biskupów, w którym niemałą rolę odegrał arcybiskup Karol Wojtyła, spotkało się z drastyczną reakcją komunistycznej propagandy. Gdy upadł komunizm, politycy budujący polsko-niemieckie pojednanie wielokrotnie nawiązywali do wielkiego orędzia z 1965 r. Tekst dokumentu jest jednym z najważniejszych aktów procesu budowy jedności Europy i powinien się znaleźć na każdej wystawie prezentującej powojenne dzieje Starego Kontynentu.

Opowieść o znaczeniu historycznym dokonań kardynała Kominka ma być jednym z ważnych motywów projektu muzealnego znanego pod nazwą Muzeum Ziem Zachodnich. Projekt zakłada prezentację tego fragmentu historii Polski, który ma uniwersalny sens i w żadnym wypadku nie może być kojarzony z komunistyczną polityką historyczną. Gdy powstawał, był ulokowany daleko od sporów partyjnych. Spotykał się więc ze zrozumieniem ludzi o różnych sympatiach politycznych, o czym świadczyły pozytywne reakcje Zdzisława Krasnodębskiego i Klausa Bachmana.

Decyzja ministra Bogdana Zdrojewskiego o wypowiedzeniu umowy o współprowadzenie Ośrodka Pamięć i Przyszłość oznacza zwycięstwo optyki partyjnej nad interesem publicznym i zerwanie ciągłości polityki państwowej. Rząd nie może w dobrej wierze używać argumentu, że wycofanie publicznego wsparcia dla projektu jest aktem obrony polityki historycznej przed nacjonalizmem. Powstanie Ośrodka Pamięć i Przyszłość nie było pomyślane jako reakcja na psującą polsko-niemieckie stosunki inicjatywę utworzenia Centrum przeciwko Wypędzeniom, nie miało być przeciwwagą dla upamiętnienia w Berlinie losu niemieckich przesiedlonych.

Sens Muzeum Ziem Zachodnich ma charakter afirmatywny. Polega na prezentacji w nowych formach fenomenu kulturowego i cywilizacyjnego wysiłku Polaków na tych terenach po 1945 r. Ta historia jest warta przekazania, bo składa się na nią los przesiedlonych z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej, integracyjna rola Kościoła, kontynuacja we Wrocławiu znakomitych tradycji nauki lwowskiej i dziedzictwa Kresów (Ossolineum), rozkwit życia kulturalnego w latach 60., wreszcie udział mieszkańców ziem zachodnich w historii polskiej wolności. Wrocław był przecież najsilniejszym obok Trójmiasta ośrodkiem solidarnościowego oporu w latach 80., animowano w nim współpracę niezależnych środowisk z Polski i Czech.

Podkreślić wypada, że „Solidarność”, przeciwstawiając się antyniemieckiej propagandzie komunistycznej, miała istotny udział w budowaniu zrozumienia dla zjednoczenia Niemiec. A zatem ta historia ma europejski sens – wyraża pozytywny patriotyzm łączący miłość do ojczyzny z szacunkiem dla wielonarodowego dorobku kulturowego na ziemiach zachodnich.

Co zatem stoi u źródeł decyzji manifestującej obojętność rządu wobec budowy muzeum w takim wymiarze? Z pewnością nie jest to alternatywna wizja polityki pamięci. Środowisko polityczne, które powołało do życia PO, nie może wylegitymować się własnymi pomysłami w zakresie odpowiedzialności za pamięć, i to nie tylko na Dolnym Śląsku.

W mateczniku PO, w Gdańsku, potrzeba było wielu lat, by rozpocząć realizację Europejskiego Centrum Solidarności. Rewitalizacja Westerplatte podjęta została z inicjatywy społecznej przez pasjonatów historii i przez długi czas nie była zauważana przez władze lokalne. Projekt obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej nie zapowiada się jako wielkie wydarzenie międzynarodowe, a sztandarowy projekt rządu Donalda Tuska Muzeum II Wojny Światowej pozostaje w sferze idei.

Czy mamy do czynienia z uprzedzeniami ideologicznymi widzącymi w każdej inicjatywie historycznej zagrożenie nadużyciem patriotyzmu? Wydaje się, że przyczyna jest głębsza i bierze początek w pewnym zacofaniu tej mutacji liberalizmu, która przyświeca założycielom PO.

Różnica między klasycznym liberalizmem a wrażliwością PO wyraża się w negatywnej koncepcji państwa. O ile klasyczny liberalizm spod znaku Tocqueville’a i Arona wiąże stawkę na wolność ze zrozumieniem dla konieczności państwowych i jakości instytucji, o tyle program rządu Tuska pozbawiony jest pozytywnej wizji państwa. Wyrasta bowiem z naiwnego przekonania, że rozwój społeczeństwa dzieje się bez związku z jakością jego instytucji.

W tej logice przyszłość nowoczesnego muzealnictwa jawi się tak samo jak przyszłość postulatu budowy sprawnego sądownictwa i rzeczywistego unowocześnienia administracji. Żaden z nich nie ma silnego wsparcia, ponieważ rządzący nie mają doświadczenia państwowego i nie posiadają żadnych silnych pozytywnych przekonań. Zdają się nie wiedzieć, że po 1945 r., nie licząc Muzeum Powstania Warszawskiego, w Polsce zrealizowano tylko jedną inwestycję muzealną, czyli nowych gmach Muzeum Narodowego w Poznaniu.

W tej sytuacji wyrażona przez ministra Zdrojewskiego obawa, że Polska stanie się krajem „nekropolii i muzeów”, nie ma związku z rzeczywistością i pełni funkcję usprawiedliwienia zacofania w stosunku do takich krajów jak Niemcy czy Wielka Brytania, które w ostatnich latach otworzyły nowe placówki muzealne. Wskazać można choćby na Niemieckie Muzeum Historyczne.

Tymczasem w Polsce zanosi się na to, że w tej kadencji parlamentu żaden z projektów muzealnych nie doczeka się realizacji, skoro nawet widniejące w oficjalnych deklaracjach rządu Muzeum Historii Polski nie może otrzymać wskazania lokalizacyjnego i rozpocząć inwestycji.

Kłopot z państwem tłumaczy zatem pasywność polityki i bezradność obozu rządzącego wobec wielu rzeczywistych problemów. Jest też źródłem nieadekwatności i anachroniczności tej polityki. Powoduje niezrozumienie nowych procesów – jednym z nich jest rozwój współczesnego muzealnictwa, którego misja wychodzi poza obszar działalności kolekcjonerskiej i ma coraz większe znaczenie edukacyjnej i promocyjne.

Polityka pamięci nie jest wymysłem polskich konserwatystów, lecz działaniem silnie obecnym w praktyce niemal wszystkich państw europejskich. Żeby to zrozumieć, trzeba wyjść poza uproszczoną wizję świata. Muzeum Ziem Zachodnich powstanie nawet przy braku poparcia ze strony rządu, bo odpowiada na prawdziwą potrzebę prezentacji tego, co niezwykłe w historii Polski. Byłoby jednak dobrze, gdyby projekty o takiej wartości nie musiały przebijać muru wybudowanego przez partyjny egoizm i myślowe zacofanie.

Autor był ministrem kultury w latach 2000 – 2001 i 2005 – 2007, jest posłem niezrzeszonym i współtwórcą portalu polska xxi.pl

Trzy lata temu z inicjatywy prezydenta Rafała Dutkiewicza odsłonięto we Wrocławiu pomnik kardynała Bolesława Kominka. Każdy, kto zwiedza Ostrów Tumski, może zwrócić uwagę na postać hierarchy, który odegrał istotną rolę w procesie pojednania polsko-niemieckiego i przezwyciężania jałtańskiego podziału Europy. Był on głównym autorem „Orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich”, które do dziś może stanowić wzór pojednania w ramach prawdy.

Pozostało 93% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Polityka
Nie dostali się do polityki, trafili do państwowej spółki
Polityka
Jarosław Kaczyński chce nowej konstytucji. „Obecna zawiodła”
Polityka
Anna Górska: „Piwo z Mentzenem” to promowanie picia
Polityka
Sondaż: Bezpartyjny kandydat PiS na prezydenta? Jedno nazwisko wskazywane częściej niż inne