Podczas lipcowych prac nad nowelizacją tegorocznego budżetu Kancelaria Sejmu znalazła oszczędności na ponad 9,6 mln zł.
Okazuje się jednak, że ponad połowa tej kwoty, bo aż 5,1 mln zł, to w rzeczywistości nie żadne cięcia, ale jedynie zabieg księgowy, który przedstawiany jest jako oszczędność.
Chodzi o rozliczenie płatności za powstający właśnie nowy gmach administracyjno-magazynowy dla Kancelarii. W tegorocznym budżecie Sejm odłożył na jego budowę ponad 18 mln zł. Kiedy się okazało, że w kasie państwa konieczne są oszczędności, Kancelaria zadeklarowała zmniejszenie wydatków związanych z budową. W rzeczywistości nastąpiło jednak tylko przesunięcie płatności za pracę. Zamiast zapłacić w tym roku, kancelaria zrobi to w przyszłym.
– Zakończymy tę inwestycję w tym roku, ale jej oddanie do użytku, czyli otrzymanie pozwolenia na użytkowanie, trwa około kwartału. Nie chcemy płacić ostatniej transzy, póki nie otrzymamy decyzji o użytkowaniu – tak zabieg tłumaczy szefowa Kancelarii Sejmu Wanda Fidelus--Ninkiewicz. Dodaje, że resort finansów wie, iż środki będą Sejmowi potrzebne w przyszłym roku.
Opozycja nie zostawia jednak suchej nitki na takim rozwiązaniu. – Formalnie niby wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę to kreatywna księgowość – wytyka Beata Szydło (PiS), wiceszefowa Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich nadzorującej Kancelarię Sejmu. Jerzy Budnik (PO), który stoi na czele komisji, zabiegu też nie pochwala. – Dla mnie najważniejsza jest deklaracja, że cięcia nie wystawią na szwank działania Sejmu – mówi „Rz”.