Hasłem Ligi Republikańskiej było "Nasz dzień nadejdzie". W 1997 roku, gdy AWS szedł po władzę, Kamiński uznał, że jego dzień nadszedł. W Warszawie wystartował w wyborach do Sejmu. W stolicy zawisło kilka tysięcy krwistoczerwonych plakatów. Na środku małymi literami można było zobaczyć napis: "Za dużo czerwonego – Mariusz Kamiński, kandydat na posła". Zasiadł w parlamencie, a LR przestała działać. – Demontaż Ligi to była jego decyzja. Gdy zaczął robić karierę polityczną, uznał, że nie jest mu już potrzebna – mówi Piotr Strzembosz, były działacz LR, dziś w Prawicy Rzeczypospolitej.
Jako poseł Kamiński, powołując się na raport NIK, domagał się rozliczenia nieprawidłowości, do jakich dochodziło w Komitecie ds. Młodzieży, Kultury Fizycznej i Sportu, w czasach gdy kierował nim Aleksander Kwaśniewski. Śledztwo w tej sprawie w ubiegłym roku umorzyła lubelska Prokuratura Apelacyjna z powodu przedawnienia.
W latach 2001 – 2002 Kamiński działał w Przymierzu Prawicy, potem wstąpił do PiS, został prezesem okręgu warszawskiego. – Bardzo ideowy. Złożył projekt ustawy dekomunizacyjnej, która jednak nie przeszła – wspomina jeden z posłów PO. Innego zdania jest Andrzej Lepper, który poznał Kamińskiego, gdy ten był już posłem PiS. – To był sfrustrowany nienawistnik. Pałał nienawiścią do wielu ludzi. Ale jak mu się opłacało ich pokochać, to kochał – jak Samoobronę w 2005 roku. Tak długo jak mu Kaczyński kazał – zaznacza Lepper.
[srodtytul]Z polityki do CBA[/srodtytul]
Na początku lat 90. Kamiński bezskutecznie starał się o pracę w UOP. 6 lipca 2006 roku, dzięki poparciu PiS, został szefem nowo utworzonej służby specjalnej – Centralnego Biura Antykorupcyjnego. – Kamiński nigdy nie powinien zostać szefem CBA. A skoro został, to już w 2007 roku premier Tusk powinien go odwołać – uważa Jerzy Szmajdziński (SLD), wicemarszałek Sejmu.
Piotr Lisiewicz, lider Naszości i dziennikarz "Gazety Polskiej" poznał Kamińskiego kilkanaście lat temu, podczas jednego z antylewicowych happeningów. – Był jedynym człowiekiem, który mógł stworzyć CBA. Nie zrobiłby tego ani aparatczyk partyjny, ani żaden funkcjonariusz policji czy służb przesiąkniętych esbecką nomenklaturą – podkreśla Lisiewicz. – On mógł to zrobić, bo miał zespół młodych, ideowych ludzi.