– Adam Szejnfeld jest poza wszelkimi podejrzeniami. Stał się mimowolnym uczestnikiem tej sprawy – przekonywał premier Donald Tusk podczas konferencji poświęconej rekonstrukcji rządu. Chwilę później poinformował, że wiceminister gospodarki żegna się ze stanowiskiem.
Szejnfeld nigdy nie krył swoich politycznych ambicji. Przez lata mozolnie piął się po szczeblach politycznej kariery. Afera hazardowa zmiotła go ze sceny niemal w jednej chwili.
– Związki Szejnfelda z biznesem były bulwersująco bliskie – ocenia Maks Kraczkowski, pilski poseł PiS. – Zdarzało się, że uzasadniając jakieś propozycje zmian w prawie, posługiwał się niemal dosłownie argumentami, które przedstawiła któraś z organizacji biznesowych – mówi. O jakie projekty chodziło? Kraczkowski nie pamięta, bo – jak twierdzi – nie był to odosobniony przypadek, ale standard w postępowaniu Szejnfelda, zwłaszcza w poprzedniej kadencji Sejmu podczas posiedzeń Komisji Gospodarki.
Kolegę z PO bierze w obronę senator Mieczysław Augustyn: – To człowiek pracowity, bezstronny, a przede wszystkim stały w poglądach. Od lat konsekwentnie sprzeciwiał się nakładaniu jakichkolwiek dodatkowych obciążeń na firmy. I właśnie za tę konsekwencję obrzuca się go teraz błotem. Jestem tym głęboko wstrząśnięty.
[srodtytul]Trudna gra w zespole[/srodtytul]