Do Brukseli wraz z SLD

Jak zdobyć wyborców? Wycieczką na koszt europarlamentu.

Aktualizacja: 08.05.2010 13:14 Publikacja: 08.05.2010 03:36

Lidia Geringer d’Oedenberg zapowiada, że w tej kadencji przywiezie do europarlamentu 2000 osób z Dol

Lidia Geringer d’Oedenberg zapowiada, że w tej kadencji przywiezie do europarlamentu 2000 osób z Dolnego Śląska i Opolszczyzny

Foto: Fotorzepa, Jarosław Kałucki jak Jarosław Kałucki

– Aktywiści SLD, zwycięzcy internetowych konkursów organizowanych przez europosłankę, wyróżniający się studenci, Miss Winnego Grona ze Środy Śląskiej... – w głośnikach autokaru dudni głos Iwony Klijewskiej, asystentki europosłanki Sojuszu Lidii Geringer d’Oedenberg.

Przedstawia 45 pasażerów pierwszej w tym roku, a w sumie już 36. wycieczki do Parlamentu Europejskiego. Wyprawę sfinansowała Geringer d’Oedenberg (koszt czterodniowej wyprawy to 1400 zł od osoby – napisano w zaproszeniu).

[srodtytul]Darowanemu koniowi...[/srodtytul]

Autokar, który w pierwszy dzień wiosny odjeżdża z Wrocławia do Brukseli, to jej sposób na zdobycie poparcia.

– Te wyprawy to ważny element budowy elektoratu – nie ukrywa Zofia Ulatowska, szefowa wrocławskiego biura europosłanki i jej siostra. – Ale niejedyny.

Statystyka aktywności Geringer w okręgu wyborczym w ubiegłej kadencji wykazuje m.in. 166 spotkań w ramach festynów czy akademii i 40 zorganizowanych konkursów.

W ubiegłorocznych wyborach zagłosowało na nią ponad 70 tys. osób. Dwa razy więcej niż w 2004 r., gdy 47-letnia wówczas wrocławska „ekonomistka, prawniczka, menedżerka, dziennikarka i plastyczka” – jak sama się przedstawia – po raz pierwszy została europosłanką.

Do polityki trafiła przypadkowo, dwa lata wcześniej. Lokalni liderzy SLD wystawili ją w wyborach na prezydenta Wrocławia – twierdzy PO. Przeszła do drugiej tury, a ten sukces przydał się później w walce o europarlament.

Chociaż wycieraczki nie nadążają zgarniać deszczu, a asystentka raz po raz serwuje pasażerom informacje o europosłance, nic nie zepsuje dobrej atmosfery podlewanej cytrynówką domowej roboty, którą częstuje jeden z pasażerów.

– Fajna darmowa wycieczka z bonusem w postaci wstępu do Parlamentu Europejskiego – cieszy się legnicki aktor Paweł Aksamit.

– Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby – to powszechna opinia uczestników wizyty, która oficjalnie ma przybliżyć obywatelom unijne instytucje. Zaplanowano ją tak, by uczestnik nie musiał wydać nawet jednego euro. W autokarze kawa i herbata są za darmo, hotel w Brukseli w dobrym standardzie (w arabskiej dzielnicy), a do obiadu w stołówce europarlamentu można wziąć bezpłatnie piwo lub wino.

Na brukselskim parkingu dla autokarów przed siedzibą Parlamentu Europejskiego tłok. Każdy europoseł może zaprosić w roku ok. 100 gości na koszt parlamentu – blisko 500 w czasie całej kadencji. Lidii Geringer udało się w jej pierwszej kadencji gościć 1500 osób.

Zapowiada, że w obecnej przywiezie na wycieczkę do Brukseli i Strasburga – bo europarlament ma dwie siedziby – jeszcze więcej, bo 2000 osób z Dolnego Śląska i Opolszczyzny. Autokary mają jeździć z Wrocławia raz w miesiącu.

Jak zdradza Lidia Geringer, koszt wysłania autokaru to około 10 tys. euro. Skąd bierze na to pieniądze? – Umiem wytargować ceny hurtowe, ale nie robię nic tanim kosztem – uśmiecha się tajemniczo. – To operacja skomplikowana logistycznie, inni europosłowie po prostu nie wiedzą, jak się za to zabrać.

Operacja skomplikowana, ale w odczuciu europosłanki na tyle opłacalna, że jej asystentka zajmuje się wyłącznie organizacją takich podróży. A Geringer podporządkowała im swój europarlamentarny budżet, przesuwając na ten cel część pieniędzy przeznaczonych na działalność polityczną.

Klijewska: – Takie wyjazdy są pożyteczniejsze niż rozdawanie kalendarzy, breloczków i podobnych gadżetów.

[srodtytul]Autokar = 150 głosów[/srodtytul]

W holu parlamentu trwa długa sesja fotograficzna. Każdy chce zrobić sobie zdjęcie z europosłanką na tle flag członków UE. Potem zwiedzanie budynku i półtoragodzinne spotkanie z Lidią Geringer, która opowiada o Unii – utopii, która się urzeczywistniła, i o sobie – jednej z ważniejszych postaci. Pełni wysoką funkcję kwestora (są odpowiedzialni za prowadzenie spraw administracyjnych i finansowych bezpośrednio dotyczących europosłów), ze swadą rozprawia o meandrach akcesji Turcji, problemie z Grecją, niewykorzystanych przez Polskę pieniądzach na rozwój.

Urszula Krajewska-Harapin, radna powiatowa SLD z Leśnej, do Brukseli pojechała w ramach współpracy z posłanką. Oczywiście, że w eurowyborach na nią zagłosuje, ale najpierw posłanka ma wesprzeć ją podczas najbliższych wyborów samorządowych. – Jeden autobus to przynajmniej 150 – 200 głosów poparcia – kalkuluje Krajewska-Harapin. – Wyjazd świetne zorganizowany, ludzie zadowoleni, zadziała szeptana reklama, a ta jest najskuteczniejsza.

[srodtytul]Głosować i do roboty[/srodtytul]

Europosłanka twierdzi, że nie przelicza autokarów z Wrocławia na głosy. – Przecież do końca nie kontroluję, kto tu przyjeżdża i czy się do mnie przekona – tłumaczy. – Podczas jednej z podróży studyjnych dla samorządowców okazało się np., że większość uczestników to członkowie PO i PiS.

Te wyjazdy to jej zdaniem „najbardziej skuteczna forma edukacji społeczeństwa o unijnych instytucjach” i budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Uczestników zachęca m.in. do organizowania się, korzystania z unijnych staży i środków na projekty społeczne. – Tylko musicie odpowiednio zagłosować i wziąć się do roboty – namawia.

Na ile wyprawa poszerzyła wiedzę uczestników o Unii? – Niewiele – przyznaje Jan Kozłowski z Lwówka Śląskiego, laureat organizowanego przez europosłankę konkursu o UE.

– Każdy dba o elektorat na swój sposób – komentuje europoseł PiS Ryszard Czarnecki, ale zapewnia, że wycieczki to świetna edukacyjna robota.

– To kiełbasa wyborcza z najwyższej półki – uważa Wiesław Gałązka, ekspert od kreowania wizerunku. – Europosłanka zapewnia sobie elektorat, budując podświadomą potrzebę zrewanżowania się podczas wyborów, ale także podnosi świadomość obywateli, pokazuje politykę od innej strony.

Oburzony jest natomiast dr Wojciech Jabłoński, politolog z UW. – Rozdęte i ledwie kontrolowane budżety europosłów prowadzą do takiego beztroskiego wydawania pieniędzy – uważa. – Pilnie trzeba ograniczyć środki na działalność europosłów. Na ekstrawagancje mogą poświęcać pieniądze z własnego uposażenia. 10 tysięcy euro na miesiąc to niemała kwota.

Wyprawy obrosły już legendą. – Są nawet tacy, którzy chcą płacić za wyjazd – zauważa Ulatowska. A europosłanka właśnie ogłosiła kolejny konkurs: „Moja gmina po pięciu latach w UE”. Bruksela i Strasburg już czekają na kolejnych laureatów.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=j.kalucki@rp.pl]j.kalucki@rp.pl[/mail]

– Aktywiści SLD, zwycięzcy internetowych konkursów organizowanych przez europosłankę, wyróżniający się studenci, Miss Winnego Grona ze Środy Śląskiej... – w głośnikach autokaru dudni głos Iwony Klijewskiej, asystentki europosłanki Sojuszu Lidii Geringer d’Oedenberg.

Przedstawia 45 pasażerów pierwszej w tym roku, a w sumie już 36. wycieczki do Parlamentu Europejskiego. Wyprawę sfinansowała Geringer d’Oedenberg (koszt czterodniowej wyprawy to 1400 zł od osoby – napisano w zaproszeniu).

Pozostało 93% artykułu
Polityka
Hołownia: Polskie zaangażowanie na Ukrainie tylko pod parasolem NATO
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Wybory prezydenckie. Sondaż: Kandydat Konfederacji goni czołówkę, Hołownia poza podium
Polityka
Prof. Rafał Chwedoruk: Na konflikcie o TVN i Polsat najbardziej zyska prawica
Polityka
Pablo Morales nie zaszkodził PO. PKW nie zakwestionowała wydatków na rzecz internauty
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Polityka
Były szef RARS ma jednak szansę na list żelazny. Sąd podważa sprzeciw prokuratora