– Z niemieckiej perspektywy, i perspektywy naszych europejskich partnerów, jest on prawomocnym tymczasowym prezydentem do wykonania tego zadania (przeprowadzenia wyborów prezydenckich – red.) – powiedziała niemiecka kanclerz Angela Merkel o Juanie Guaido, gdy znane było stanowisko jeszcze ośmiu krajów, w tym Wielkiej Brytanii, Francji i Hiszpanii.
Najwyraźniej Polska nie należy do „europejskich partnerów”, ponieważ Warszawa nie dołączyła do pierwszej dziewiątki państw, które prawie równocześnie uznały Guaido. Niektórzy szefowie europejskiej dyplomacji zrobili to nawet poprzez Twitter i inne sieci społecznościowe.
„Rzeczpospolitej” nie udało się uzyskać w naszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych odpowiedzi na pytanie, jakie jest polskie stanowisko w sprawie przywódcy Wenezueli. Natomiast minister Jacek Czaputowicz w poniedziałek późnym popołudniem w Brukseli podczas spotkania przedstawicieli UE i Ligi Arabskiej poinformował, że to jednak Juan Guaido.
– Mamy nadzieję, że proces (wyborczy) będzie tak krótki, jak to możliwe i oczywiście pokojowy – dodała kanclerz Merkel przebywająca z wizytą w Japonii.
Do Francji, Hiszpanii, Niemiec, Brytanii, Portugalii, Szwecji, Danii, Austrii i Holandii nie dołączyły jednak Włochy. – Ten rząd nigdy nie uzna kogoś, kto sam mianował się prezydentem – zapowiedział Alessandro Di Battista z Ruchu 5 Gwiazd, do którego należy połowa obecnych włoskich ministrów. Wcześniej Rzym wskazywał na to, że w Wenezueli przebywa obecnie ok. 200 tys. Włochów, a prawie milion Wenezuelczyków jest włoskiego pochodzenia. To miał być powód, dla którego Włochy wyłamały się ze wspólnego frontu europejskiego.