– Panie pośle, ewidentnie czuć od pana alkohol – nagabywali Ludwika Dorna dziennikarze w czwartkowy wieczór w Sejmie. Dorn, ignorując te komentarze, opuścił parlament. Wcześniej, przed głosowaniami, m.in. w sprawie ograniczenia subwencji dla partii, wypowiadał się dla kamer na ten temat. Jego niewyraźna odpowiedź trafiła na portale i do serwisów radiowych.
W piątek rano Dorn znów spotkał dziennikarzy. Na pytanie, czy w czwartek był pijany, odpowiedział: – Odnoszę się do tych zarzutów tak: czegóż to dziennikarze nie wymyślą.
A czwartkową sytuację relacjonował tak: – Otoczyli mnie dziennikarze bardzo gęstym wianuszkiem. No i był na mojej drodze kabel. Jak państwo wiedzą, ja nie lubię, jeśli ktokolwiek, w tym dziennikarze, zachowuje się tak „nałaźliwie”. No i musiałem jakoś przejść. I podniosłem kabel nad głowę – tłumaczył. Poprosił też jednego z reporterów, by nie deptał mu po butach. Innej dziennikarce zaproponował, by przychodziła do Sejmu z alkomatem.
Na spotkanie w sprawie jego czwartkowego zachowania w piątek po południu zaprosił go marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna. Dorn skarżył się na dziennikarzy. Do konkluzji nie doszło. – Uprzedziłem marszałka Dorna, że zwrócę się do Komisji Etyki z prośbą o zaproszenie go i rozmowę w kwestii wczorajszego i dzisiejszego dnia – mówił Schetyna.
Dorn powodu do rozmowy z komisją nie widzi. – Nie została podana żadna podstawa w moim zachowaniu, by rozmawiać z Komisją Etyki Poselskiej. Zaczekam na pismo. Jeśli to nie będzie w zakresie działania Komisji Etyki, to rozmowy z mojej strony nie będzie – mówił Dorn. I jeszcze raz zarzucił dziennikarzom, że źle się zachowują w Sejmie. – Marszałek powinien posłów przed takim zachowaniem chronić – uważa Dorn.