Szef krakowskiej PO, poseł Łukasz Gibała, właśnie zakończył akcję „Kierunek Kraków". Społeczną, jak zapewnia. Na rozwieszonych w mieście billboardach z jego podobizną nie było partyjnego logo. PO nie umieściła posła na listach wyborczych. Mimo to, według Państwowej Komisji Wyborczej, takie działania mają charakter przedwyborczej agitacji promocyjnej.
Wczoraj PKW wydała oświadczenie, w którym stwierdza, że partie i osoby publiczne „nie mogą prowadzić tak zwanych kampanii informacyjnych, jeśli nie są one wolne od elementów agitacji wyborczej". Zaznaczyła też, że kampania rozpoczyna się z dniem zarządzenia wyborów przez prezydenta.
– Nie można akceptować logiki, wedle której jeśli polityk zrobi cokolwiek, to ma to związek z wyborami – mówił przed akcją poseł Gibała.
PKW zajęła stanowisko, gdy zapytał ją poseł SLD Jan Widacki. Stwierdziła, że wydatki na taką akcję trzeba wykazać jako koszty kampanii wyborczej partii. – Możemy tylko wskazywać, jak traktować podobne materiały. Nie mamy sankcji. O tym, czy złamano przepisy, wypowiadać się mogą organa ścigania i sądy – tłumaczy Krzysztof Lorentz z PKW.
W partii koszt billboardów, spotów radiowych i tysięcy ankiet Gibały szacuje się na ok. 400 tys. zł. – Poseł postąpił nie fair wobec kolegów. Sam sfinansował kampanię, ale być może w rozliczeniach pójdzie to na konto partii – mówi Witold Latusek, skarbnik PO w Małopolsce.