Posłów, którzy zajmują się tylko pracą w Sejmie, jest najmniej od trzech kadencji. Dlaczego tak wielu łączy pracę zawodową z posłowaniem? Niektórzy mówią wprost: poza Sejmem można zarobić więcej, niż wynosi uposażenie posła. Inni tłumaczą, że dzięki temu nie tracą kontaktu z zawodem. Ponieważ posłowie dostają wówczas pomniejszone uposażenie, budżet na tym zyska. Nie wiadomo ile, bo Prezydium Sejmu dopiero będzie decydować o pieniądzach dla posłów.
W tej kadencji na 460 posłów jest 326 tzw. zawodowych (czyli niełączących pracy z zasiadaniem w parlamencie) – wynika z danych na koniec listopada przedstawionych przez Sejm. To liczba najniższa od lat. W VI kadencji "niezawodowy" był co siódmy poseł, a w V kadencji co szósty.
Dokąd ciągnie Kłopotka
Od stycznia grono tych, którzy zarabiają na życie także poza Sejmem, planuje powiększyć Eugeniusz Kłopotek (PSL). Pracę na Wiejskiej z pracą w Instytucie Zootechniki łączył już w 2007 r. – Jakoś ciągnie wilka do lasu, czyli do pracy zawodowej, gdzie ma się bardziej realny wpływ na rzeczywistość – mówi Kłopotek. – To zderzenie z praktyką jest wielkim plusem. Często ci, którzy siedzą tylko w Sejmie, odrywają się od rzeczywistości.
– Dobrze, jeżeli w Sejmie jest grupa osób mających przez swój zawód kontakt z rzeczywistą tkanką społeczną – ocenia europoseł PJN Paweł Kowal. – Podejrzewam jednak, że to nie wynika z chęci utrzymywania kontaktu ze światem pozasejmowym, ale z faktu, że gdzie indziej zarabiają lepsze pieniądze.
Arkadiusz Mularczyk, szef Klubu Solidarna Polska: – To wszystko zależy od zawodu, jaki się wcześniej wykonywało. Dla lekarza, adwokata czy profesora ekonomii uposażenie poselskie to nie jest duże wynagrodzenie.