– Ci z prorosyjskich polityków, którzy nie poparli w niedzielnym głosowaniu Jurija Bojki, zostali objęci rosyjskimi sankcjami finansowymi. Trafili na tę samą listę, na której od grudnia jest m.in. Julia Tymoszenko i syn prezydenta Poroszenki, Ołeksij – powiedział „Rzeczpospolitej" moskiewski analityk Aleksandr Makarkin.
Sankcjami zostali objęci m.in. Aleksandr Wiłkuł i były deputowany oraz biznesmen Wadim Nowinski. Wiłkuł nie tylko odmówił poparcia Bojki, ale i sam wystartował, odbierając głosy głównemu kandydatowi Rosji i według wstępnych rezultatów zajmując siódme miejsce.
Kreml bez złudzeń
W Rosji zamrożono ich aktywa finansowe, cios bardzo bolesny, bo w obawie przed ukraińskim wymiarem sprawiedliwości większość kapitałów trzymali właśnie tam.
– Kreml uważa, że gdyby skłóceni prorosyjscy politycy połączyli się, to Bojko (który ostatecznie okazał się czwartym w wyścigu prezydenckim – red.) miałby duże szanse na zajęcie trzeciego miejsca, a być może i drugiego – co łączyłoby się z jego udziałem w drugiej turze wyborów – tłumaczy Makarkin. Moskwa bardzo negatywnie zareagowała na działania rozłamowców, również dlatego, że „na wschodzie Ukrainy przeprowadzono naprawdę dużą mobilizację do głosowania na Bojkę".
– Wszyscy, którzy w Rosji żyją jeszcze iluzją, że większość Ukraińców w rzeczywistości chce wrócić w objęcia Rosji, bardzo się mylą i obecne wybory są tego potwierdzeniem – stwierdził kijowski analityk Wołodymyr Fesenko.