Gen. Awad ibn Auf znowu pojawił się w państwowej telewizji. Wczoraj ogłaszał odsunięcie od władzy przez wojsko rządzącego od trzech dekad Baszira. Dziś – swoją dymisję. Zapowiedział, że na czele powołanej po obaleniu dyktatora rady stanie inny generał Abd al-Fatah Barhun.
- Awad ibn Auf zrozumiał, że protesty się nie skończą, jeżeli to on ma stać tymczasowo na czele państwa. Był też nie do zaakceptowania dla opinii międzynarodowej, bo jest wiązany za zbrodniami w Darfurze. Generał Barhun nie był tak blisko dyktatora, w ogóle był już na emeryturze – powiedział „Rzeczpospolitej” Nagmeldin Karamalla, analityk i politolog sudański mieszkający w Polsce.
Część opozycji, jak pisała „Rzeczpospolita”, już w czwartek się spodziewała, że to generał Barhun przemówi do narodu i przejmie władzę i zaprosi do rady, która ma przez dwa lata czuwać nad transformacją w Sudanie, cywilów – opozycjonistów i liderów protestu. Nie jest na razie jasne, czy tak się stanie.
Przejęcie sterów przez Awada ibn Aufa opozycja uznała za ponury żart. „To przewrót pałacowy, konserwowanie reżimu” - mówili jej przedstawiciele. Awad ibn Auf był pierwszym zastępcą prezydenta Omara Baszira i ministrem obrony. Wcześniej był szefem wywiadu wojskowego i odpowiadał za kontakty z bojówkami dokonującymi ludobójstwa na plemionach z prowincji Darfur. Za zbrodnie w Darfurze Omar Baszir jest od dziesięciu lat, bezskutecznie, ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny.
Jak pisaliśmy, protesty w Sudanie zaczęły się 19 grudnia. Na początku na prowincji demonstrowano przeciw podwyżkom cen chleba. Protesty rozprzestrzeniały się po wielkim kraju, oburzenie wywoływały też kłopoty z paliwem na stacjach benzynowych i gotówką w bankomatach. Szybko pojawiły się hasła polityczne, znane z rewolucji arabskich: „Wolność, godność, sprawiedliwość" i „Naród chce zmiany reżimu". W demonstracjach uczestniczyło wiele kobiet.