Absolutny rekord wyjazdów zagranicznych w historii samorządu pobił swego czasu prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki. W czasie swojego ośmioletniego urzędowania odbył na koszt podatników prawie 170 wyjazdów służbowych po świecie. Dziś rządzący miastami politycy nawet nie zbliżają się do tego pułapu.
Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska w ubiegłym roku wyjeżdżała siedmiokrotnie, w tym roku na razie cztery razy (do Brukseli, Paryża i Cannes, gdzie - podczas corocznych targów nieruchomości MIPIM spotykają się niemal wszyscy włodarze dużych miast).
Hanna Gronkiewicz-Waltz rok temu wyjeżdżała średnio raz w miesiącu, w tym sześć razy (m.in. do Kopenhagi, Florencji, Londynu, Brukseli). Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz odbył siedem podróży (m.in. do Zagrzebia, Madrytu, Kopenhagi, Kijowa, Galway), a prezydent Krakowa Jacek Majchrowski - na razie dwie (Norymberga i Wiedeń).
Najbardziej szczodra Warszawa przeznacza na zagraniczne delegacje wszystkich miejskich urzędników ok. 1 mln zł rocznie (w tym roku ma wydać ok. 800 tys. zł). Łódź w ubiegłym roku wydała niecałe pół miliona złotych, w tym roku zaplanowała 545 tys. zł. Kraków - rok temu również 500 tys., teraz o 70 tys. zł mniej. Gdańsk w 2011 - 373 tys. zł, w 2012 będzie to 305 tys. zł. Oszczędności na wyjazdach służbowych zapowiedział też prezydent Poznania.
Służbowe wyjazdy lokalnych włodarzy można podzielić na trzy grupy. Te najczęstsze związane są z reprezentowaniem miasta w międzynarodowych organizacjach, choć czasem w odległych zakątkach świata. Na przykład na spotkanie merów miast Hanna Gronkiewicz-Waltz pojechała aż do Jerozolimy i Tel Awiwu, a na konferencję Organizacji Współpracy Gospodarczej OECD - do Chicago. Wiceprezydent Lublina Grzegorz Siemiński w czerwcu pojechał do Tokio i Seulu na„misję inwestycyjną organizowaną przez PAIiIZ”.
Drugi typ wyjazdów to delegacje szkoleniowe, chyba najbardziej dla samorządu przydatne. Na nie najczęściej prezydenci wysyłają zastępców lub niższych rangą urzędników, wyspecjalizowanych w konkretnej tematyce.