Gafy, wpadki i sporo sympatii

Na półmetku kadencji prezydent nie ma poważnych konkurentów na scenie politycznej

Aktualizacja: 07.02.2013 09:04 Publikacja: 07.02.2013 02:33

Gafy, wpadki i sporo sympatii

Foto: ROL

Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy z PO, nie kryje swojej sympatii do Bronisława Komorowskiego. W ubiegłorocznym wywiadzie dla „Rz” mówiła, że jego kampania była momentami toporna, ale gdy już został prezydentem, zachowuje się tak, jakby urodził się do tej roli.

Łączył się w bulu, kazał moknąć Sarkozy’emu

Toporność to delikatne określenie dla kampanii Komorowskiego, która toczyła się od wpadki do wpadki. Jego wypowiedź o tym, że Dunki służące w marynarce wojennej to kaszaloty, obiegła wszystkie media. Podobnie jak słynne zdanie podczas odwiedzin na terenach zagrożonych powodzią: „Woda ma to do siebie, że zbiera się i stanowi zagrożenie, a potem spływa do Bałtyku”.

Po objęciu urzędu prezydenta wcale nie było lepiej. Podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych w grudniu 2010 roku słynna była jego wypowiedź, że stosunki między Polską a USA są jak małżeństwo, w którym żonie co prawda trzeba ufać, ale trzeba też sprawdzać, czy jest wierna.

Dał się złapać na nieznajomości ortografii, gdy po trzęsieniu ziemi w Japonii napisał w księdze kondolencyjnej wystawionej w ambasadzie tego kraju, że „jednoczy się z narodem Japonii w bulu i nadzieji na pokonanie skutków katastrofy”. W Internecie natychmiast został „Bronisławem Bul-Komorowskim”.

Do drobiazgów należy zaliczyć wypadek, gdy na spotkaniu ze Związkiem Polaków na Litwie opychał się przekąskami w czasie przemówienia gospodarzy. A także to, że gdy pozował do zdjęcia z Angelą Merkel i Nicolasem Sarkozym podczas spotkania Trójkąta Weimarskiego w Polsce, wraz z kanclerz Niemiec stali pod parasolem, a prezydent Francji moknął, bo nikt o osłonę dla niego nie zadbał.

Media bardzo ostro krytykowały też jego nieobecność na powtórnym pogrzebie Ryszarda Kaczorowskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Drugi pochówek był konieczny, gdy okazało się, że ciało prezydenta spoczęło w grobie innej ofiary. Kancelaria Prezydenta tłumaczyła, że nieobecność głowy państwa na uroczystości ustalono z rodziną.

Wszystko to jednak nie zepsuło reputacji prezydenta w oczach większości Polaków. W styczniu tego roku, a więc tuż przed półmetkiem prezydentury, poparcie dla Bronisława Komorowskiego wynosiło 70 proc.

Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, wpadki ustały. Bardzo możliwe, że za sprawą otoczenia, które pilnuje, by prezydent beztrosko nie opowiadał, co mu ślina na język przyniesie. Poza tym Komorowski okazał się dosyć zręcznym politykiem. Przyjmując do swojej kancelarii ludzi z dawnej Unii Demokratycznej – Tadeusza Mazowieckiego, Henryka Wujca, Jana Lityńskiego – zapewnił sobie sympatię tego wpływowego środowiska. A umiejętne prowadzenie polityki historycznej, np. składanie kwiatów pod pomnikiem Romana Dmowskiego, zaskarbiło mu sympatię wyborców o prawicowych przekonaniach.
Prezydent nie stroni też od ciepłych gestów pod adresem lewicowych wyborców, np. ostatnio odwiedził świetlicę Krytyki Politycznej w Cieszynie i zapewniał, że lewica jest w Polsce potrzebna.

W rezultacie wyrobił sobie markę bezpartyjnego arbitra, bo choć wspiera rządzącą PO, robi to bardzo dyskretnie. Sympatię do rządu widać głównie po tym, że prezydent oszczędnie korzysta z prawa weta. W ciągu dwóch i pół roku odmówił podpisania tylko dwóch ustaw – o utworzeniu Akademii Lotniczej w Dęblinie oraz uchwalonej w 2011 roku ustawy o nasiennictwie. A tylko raz pokrzyżował plany rządzącej PO, gdy jeszcze przed podpisaniem skierował do Trybunału Konstytucyjnego ustawę, która miała umożliwić rządowi zwolnienie 10 proc. urzędników zatrudnionych w administracji publicznej. Rząd nie mógł więc dokonać zwolnień, które miały przynieść oszczędności.

Za to ustawy kluczowe dla rządu, jak na przykład tę podwyższającą wiek emerytalny do 67 lat dla kobiet i mężczyzn, prezydent podpisywał mimo sprzeciwu społecznego.

Prezydent na półmetku kadencji

Nie miał takich okazji jak poprzednicy

Według Jacka Kloczkowskiego z krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej popularność Bronisława Komorowskiego wynika przede wszystkim z nieobecności prezydenta w polityce. – Polak średnio zainteresowany sceną polityczną widuje głowę państwa tylko przy okazji oficjalnych spotkań i uroczystości – wyjaśnia politolog. – Komorowski nie angażuje się w rozwiązywanie poważnych problemów ani w poważne spory, a więc nie spada na niego odpowiedzialność za niepopularne decyzje rządu.

Poprzedni prezydenci byli aktywni w polityce zagranicznej. Aleksander Kwaśniewski poparł pomarańczową rewolucję na Ukrainie, a Lech Kaczyński wspierał aspiracje europejskie Gruzji. Bronisław Komorowski na razie nie zaznaczył się także na tym polu.

– Nie miał takiej okazji jak poprzedni prezydenci, bo takich zdarzeń jak na Ukrainie czy w Gruzji za jego kadencji jeszcze nie było – zaznacza Kloczkowski. Politolog uważa jednak, że prezydent mógłby bardziej zaangażować się w sprawę Smoleńska, np. naszego sporu z Rosjanami chociażby o wrak samolotu.

– Tymczasem niczego takiego nie robi, trzymając się linii rządowej – mówi Kloczkowski. – A poza tym jego doradcy, np. Roman Kuźniar, zachęcają go raczej do postawy zachowawczej w polityce zagranicznej.

Za to Bronisław Komorowski celuje w prostych gestach, które zjednują mu Polaków. Gdy premier Donald Tusk szusował we włoskich Dolomitach, prezydent pojechał do Wisły i tam kilka razy zjechał na nartach, budząc sensację na stoku. Uwielbia też jeździć po Polsce, odwiedzać miejscowości, w których od dziesięcioleci nie pojawiła się głowa państwa, coś otwierać i rozmawiać z ludźmi.

Słowem obsadził się w roli ojca narodu. I ma efekty, bo popularnością dorównuje niemal Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, który na półmetku pierwszej kadencji prezydentury, w czerwcu 1998 r., cieszył się poparciem 74 proc. badanych przez CBOS. Dwa lata później wywalczył zaś reelekcję już w pierwszej turze wyborów, nie dając swoim przeciwnikom żadnych szans.

Powtórka wcale nie jest taka pewna?

Komorowski podobnie jak niegdyś Kwaśniewski nie ma na scenie politycznej poważnych konkurentów do urzędu prezydenta. Czy może więc być pewien drugiej kadencji w pałacu?
Kloczkowski nie jest o tym przekonany. – Te 70 proc. poparcia w sytuacji, gdy nie ma żadnych wyborów, nic nie znaczy – mówi politolog. Dodaje, że jemu nie podoba się ta prezydentura zasadzająca się na nieobecności i braku wyrazu.

– Można być ojcem narodu, gdy kraj jest mlekiem i miodem płynący, a wszystko idzie dobrze. Niestety, to nie jest charakterystyka dzisiejszej Polski, dlatego i prezydent nie powinien poprzestawać na takiej roli – konkluduje politolog.

Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy z PO, nie kryje swojej sympatii do Bronisława Komorowskiego. W ubiegłorocznym wywiadzie dla „Rz” mówiła, że jego kampania była momentami toporna, ale gdy już został prezydentem, zachowuje się tak, jakby urodził się do tej roli.

Łączył się w bulu, kazał moknąć Sarkozy’emu

Pozostało 95% artykułu
Polityka
Ukraina łączy Tuska i Macrona
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sejmowa partia zmieniła nazwę. „Czas na powrót do korzeni”
Polityka
Stanisław Tyszka: Obecny rząd to polityka pełnej kontynuacji i teatr wojny
Polityka
Polscy żołnierze na Ukrainie? Jednoznaczna deklaracja Radosława Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Nie będzie kredytu 0 proc. Chaos w polityce mieszkaniowej się pogłębia