Lider Solidarnej Polski chce by jego przesłuchania przed sejmową Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która będzie badała czy powinien on stanąć przed Trybunałem Stanu za całokształt działalności w czasach, gdy był ministrem sprawiedliwości. Domaga się szybkiej zmiany przepisów w tej sprawie. Być może chciałby w świetle jupiterów ponownie zmierzyć się z Millerem, który będzie w tej sprawie śledczym.

Ziobro jest zapewne przekonany, że potrafi obalić każdy zarzut jaki zostanie mu postawiony, a przy okazji może znowu uda mu się wyprowadzić z równowagi lider SLD, tak jak za czasów afery Rywina. Może to i słuszna taktyka. Solidarna Polska cierpi na brak rozpoznawalności i nieobecność w mediach. Otwarte posiedzenia sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej badającej zasadność wniosku o Trybunał Stanu dla Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego z całą pewnością budziłyby ogromne zainteresowanie mediów.

Sąd nad liderem PiS, partii która ma dużą szansę na przejęcie władzy, to byłaby nie lada gratka. Przy okazji zainteresowaniem zostałby obdarzony również były minister sprawiedliwości. Tym bardziej że ciągle budzi on skrajne emocje – od uwielbienia, do nienawiści. Ziobro oczami duszy pewnie widzi się jak zręcznie polemizuje z oskarżycielami, i obala punkt po punkcie ich wszystkie zarzuty, a słupki jego popularności rosną. Wszak w ten sposób zrobił medialną karierę Jan Rokita, a i on sam mocno się wybił. Jest jednak pewne drobna różnica. Pozycja oskarżonego jest dużo trudniejsza od atakującego. A w takiej roli tym razem wystąpiłby Ziobro. Z drugiej jednak strony lider SP ma za sobą maraton w przeróżnych prokuraturach, które przesłuchiwały go na wszelkie możliwe okoliczności i nic im z tego nie wyszyło.

Jawności posiedzeń i zwolnienia z zachowania tajemnicy domaga się też Kaczyński. - Jesteśmy za jawnością życia publicznego. Sądy kapturowe źle świadczą o demokracji – mówił już na początku tego roku Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS. I zapowiedział, że na zamknięte posiedzenia Kaczyński nie będzie się stawiał. Sejm zapewne może zmienić przepis o zamkniętych dla mediów obradach Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, bo został on wprowadzony w 2010 roku, a wcześniej też odbywały się posiedzenia przed tą komisją. Wydaje się nawet, że oskarżycielom powinno być to na rękę, bo zbliżają się wybory i sława pryncypialnych śledczych jest nie do pogardzenia. Chyba że zarzuty są tak słabo udokumentowane, iż śledczy mogą się obawiać kompromitacji. Wtedy lepiej zapomnieć o blasku fleszy i obradować za zamkniętymi drzwiami.