W środowym liście otwartym do Organizacji Firm Badania Opinii i Rynku oraz Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii Duma namawia, aby wszystkie sondażownie ujednoliciły: sposób prezentowania wyników sondaży, zadawania pytań w kwestionariuszu oraz listy badanych podmiotów (czyli miałyby być te same partie, które określone by były w jeden sposób). Szef Homo Homini zwraca uwagę, że największe różnice można zaobserwować w sondażach przeprowadzonych przez CBOS, Millword Brown i TNS Polska.
– Chodzi o to, aby wreszcie nie było takich rozbieżności jak obecnie, bo to wszystko powoduje, że ludzie przestają sondażom wierzyć – mówi „Rz" Marcin Duma.
Co na tę propozycję inni? Mówią zgodnie: to nierealne. – Rozbieżności w sondażach politycznych to poważny problem, ale bardzo trudno byłoby te badania ujednolicić. Wydaje się, że musiałby powstać specjalny zespół ekspertów, który określiłby uniwersalne zasady przeprowadzania sondaży poparcia. Z drugiej strony nie jest możliwe, aby odgórnie nakazać badaczom stosowanie ściśle określonych metod – mówi Jakub Rutkowski, koordynator uniwersyteckiego projektu Na Straży Sondaży.
– Pomysł na pierwszy rzut oka wydaje się słuszny i atrakcyjny. Ale świat nie jest taki prosty, żeby się udało wprowadzić go w życie – mówi „Rz" Paweł Ciacek z firmy badawczej Millward Brown. Tłumaczy, że know-how związane z prowadzeniem badań poparcia politycznego jest związane z wieloma elementami procesu badawczego. Oprócz sposobu zadawania pytań są to np. dobór próby i sposób, w jaki traktuje się wypowiedzi osób niezdecydowanych.
Podobnego zdania są inni eksperci. – Sondażownie się na to nie zgodzą, bo będą się obawiały, że przy tych samych metodach badawczych będą osiągać zupełnie różne wyniki, a to mogłoby doprowadzić do utraty ich wiarygodności – mówi dr Olgierd Annusewicz z Instytutu Nauk Politycznych UW i dodaje, że o tym problemie rozmawia się już od lat, ale nikt dotąd nie wpadł na pomysł, w jaki sposób go rozwiązać.