Temat jest przedmiotem poważnych kontrowersji w partii. Zgodnie z decyzją Naczelnego Komitetu Wykonawczego posłowie i senatorowie mają obowiązek startować do europarlamentu. A Janusz Piechociński zapowiedział otwarcie, że kto nie będzie chciał pomóc Stronnictwu w tej kampanii, nie może liczyć na dobre miejsce na liście w wyborach samorządowych czy do krajowego parlamentu. Tymczasem większość parlamentarzystów nie ma najmniejszej ochoty na kandydowanie w eurowyborach.
Mieczysław Kasprzak bez entuzjazmu przyznaje, że raczej będzie kandydował, choć decyzji jeszcze nie podjął. Ale skoro już musi walczyć o mandat, to chciałby przynajmniej dostać pierwsze miejsce na liście. – To jest ważne dla posła, a my ciągle nie wiemy, jak to ma wyglądać, choć już powinniśmy rozpocząć kampanię – mówi „Rz”.
Eugeniusz Kłopotek też nie ukrywa, że nie ma ochoty na kandydowanie do europarlamentu. – Nikt nie ma ochoty wydawać pieniędzy na tę kampanię, szczególnie jeżeli nie ma szansy na mandat, ale dobro drużyny jest najważniejsze – wyjaśnia. – Jeżeli takie osoby jak Gienek Kłopotek nie pomogą w tej kampanii, to możemy nie przekroczyć progu – dodaje.
Rzecz w tym, że już wiadomo, że ani Jan Bury, szef klubu parlamentarnego PSL, ani Waldemar Pawlak nie zamierzają stanąć do walki o mandat europosła. – Szanuję decyzję naszych organów statutowych, ale nie podzielam zdania, że wszyscy mają kandydować we wszystkich wyborach – mówi Bury. – Ja do europarlamentu się nie wybieram i nikt mnie nie zmusi do kandydowania.
Co będzie, jeśli Piechociński nie da mu miejsca na liście do Sejmu?