Tak, to prawda – podczas niedawnych wyborów do zarządu PO premier „dorżnął" swego wieloletniego przyjaciela Grzegorza Schetynę, usuwając go z władz partii. Tak, to prawda – swą pierwszą zastępczynią Tusk uczynił Ewę Kopacz, co w partii odbierane jest jako przygotowywanie sukcesji. Ale w tle dokonała się jeszcze jedna ważna personalna rozgrywka. Sekretarzem generalnym PO został najbardziej zaufany z zaufanych ludzi Tuska od mokrej partyjnej roboty – Paweł Graś, wieloletni rzecznik rządu.
To w dużej mierze od kondycji partii w terenie zależeć będzie wynik maratonu wyborczego w tym i przyszłym roku. A więc także – przyszłość polityczna Tuska. W ten sposób premier wyznaczył swemu człowiekowi od specjalnych poruczeń kolejne zadanie, bodaj najważniejsze w jego długiej już politycznej karierze.
Jak przepadł Wyrobiec
Struktury Platformy nie są w najlepszej kondycji. Najpierw pokazały to prezydenckie prawybory na początku 2010 r., a niedawno – bezpośrednie wybory szefa PO. Ponieważ w prawyborach prezydenckich frekwencja wyniosła niespełna 48 proc., zarządzono ogólnopolską weryfikację członków, aby wyeliminować martwe dusze. Na niewiele się to zdało, bo w wyborach na szefa partii zagłosowała niewiele ponad połowa jej członków. W sumie więc Donald Tusk został wybrany na szefa PO przez mniejszość działaczy – głosowało na niego 38 proc. wszystkich.
Trudno więc się dziwić, że premier nie był z tego powodu szczęśliwy. Dlatego nad poprzednim sekretarzem generalnym Andrzejem Wyrobcem – partyjnym technokratą bez pozycji politycznej – zbierały się czarne chmury.
Czarę goryczy przelało tzw. dmuchanie kół, proceder znany w PO od początku jej istnienia. Wyrobiec sobie zdawał sobie sprawę, że w kilku regionach przed wyborami władz zaczęło ekspresowo przybywać członków. To był właśnie sygnał, że wzajemnie wrogie frakcje w ramach walki o władzę dopisują do partyjnych kół fikcyjnych działaczy. Wyrobiec ten sygnał zlekceważył, co stało się jedną z przyczyn skandali przy okazji wyborów regionalnych w PO.