Co prawda, nie wiadomo jeszcze, jakie decyzje w sprawie wyborów podejmą PSL i SLD, ale w środę Platforma i Nowoczesna ogłosiły już powstanie wspólnego, koalicyjnego sztabu wyborczego, którym pokieruje Krzysztof Brejza. To ostatecznie skuteczniej niż plomby marszałka na drzwiach dawnej siedziby klubu Nowoczesnej w Sejmie przypieczętowało los tej partii. Co prawda wszystko wskazuje na to, że wicemarszałek Barbara Dolniak pozostanie na stanowisku sejmowym, które przypadło dawnej partii Ryszarda Petru, ale zawdzięcza to raczej dżentelmenerii ludowców, którzy nie dali się namówić PiS na zrobienie awantury w tej sprawie. Były minister rolnictwa Marek Sawicki komentował w kuluarach, że powiedział wicemarszałkowi Ryszardowi Terleckiemu z PiS, żeby „nie robił w tej sprawie komedii", i że skoro przez trzy lata nie dostrzegano, że ludowcy nie mają wicemarszałka, to teraz, na końcu kadencji, już na to za późno.
Platforma wie, że ma mało czasu na przygotowanie kampanii. Dlatego gestem znanym z dawnych podwórek podnosi rękę i ogłasza: „palec pod budkę", licząc na to, że reszta albo się dołączy, albo zginie pod progiem wyborczym. To jedyna możliwa strategia wobec ludowców, którzy nie podjęli jeszcze decyzji, co robić. Ale, na co wskazuje pikieta Obywateli RP pod siedzibą PO w czasie obrad zarządu, nie jest to dobry sposób na całą resztę opozycyjnych mniejszych i większych grup, które najbardziej byłyby zadowolone, gdyby liderzy Platformy podzielili się z nimi władzą i listy opozycji zostały wyłonione w prawyborach. Na to jest już jednak za późno, a Grzegorz Schetyna walczy raczej o zmniejszenie rozmiarów przegranej niż budowę nowego, demokratycznego obozu opozycji, który mógłby skutecznie powalczyć z PiS.
Czy niegdysiejsza Nowoczesna jest wzmocnieniem czy obciążeniem dla PO? Jej historia to trochę smutna opowieść o polskiej partyjnej demokracji. Entuzjazm, poselskie mandaty, a potem twarde lądowanie na listach partii, w kontrze do której zbudowano własną formację. Alternatywa? Polityczny niebyt wzorem Unii Pracy czy Ruchu Palikota.
I nie jest chyba problemem to, czy politycy i samorządowcy spod znaku PO-KO wierzą we własne zwycięstwo, tylko to, że nie próbują pokazać, jaką Polskę chcieliby tworzyć dla obywateli. Nie mają na nią pomysłu i dlatego właśnie nie wierzą w siebie. Nic tu nie pomoże niszczenie kolejnych par butów w wycieczkach od drzwi do drzwi, bo zbyt mało jest treści, którą można by podczas kampanii zaproponować.
Skąd brać taką treść? Albo z partyjnej tożsamości, która kształtowała się przez dziesięciolecia, a to nie jest w Polsce możliwe, bo mamy za krótką historię demokracji, albo – ze słusznej, atrakcyjnej idei. Ciężko uwierzyć, że PiS zagospodarował już je wszystkie.