Sejm zwiększył świadczenia pielęgnacyjne. Efekt kampanii? Poseł PO: Takie decyzje zawsze są polityczne

Niemal jednogłośnie Sejm przyjął ustawę zwiększającą świadczenia pielęgnacyjne dla rodziców dzieci niepełnosprawnych. Przeciw był tylko poseł Przemysław Wipler. - To sukces tych matek – komentuje "Rz" poseł Arkadiusz Mularczyk.

Aktualizacja: 04.04.2014 17:22 Publikacja: 04.04.2014 17:15

Pełna sala posiedzeń plenarnych to dziś w Sejmie coraz częstszy widok

Pełna sala posiedzeń plenarnych to dziś w Sejmie coraz częstszy widok

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Za przyjęciem projektu ustawy głosowało 436 posłów. Zgodnie z nim świadczenie od maja wzrośnie do 1000 zł, od 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do 1300 zł netto. Ta podwyżka nie spełnia wszystkich żądań okupujących do dziś Sejm rodziców i dzieci niepełnosprawnych, ale zdaniem większości polityków jest krokiem w dobrym kierunku.

Sukces czy doraźne działanie?

- W pewnym sensie jest to sukces tych matek. One tym strajkiem zyskały nie tylko podwyższenie świadczeń, bo to im premier obiecał już po trzech dniach, ale dzięki jego kontynuacji także waloryzację. Jestem pełen podziwu dla tych kobiet, ich determinacji i odwagi. Pokazały, że tylko w taki sposób można w naszym kraju pewne sprawy załatwić – mówi "Rz" poseł Solidarnej Polski Arkadiusz Mularczyk.

Podobnego zdania jest Cezary Tomczyk z PO. - Ja bym chciał, żeby te świadczenia wszystkie były na zupełnie innym poziomie niż teraz. Ale wydaje mi się, że na te warunki, które mamy teraz w kraju, na warunki budżetowe to zrobiliśmy wszystko, co było można – ocenia. Daleki jest jednak od świętowania, bo zdaje sobie sprawę, że te środki i tak nie będą wystarczające. - Ciężko jednak mówić o sukcesie, bo jakakolwiek kwota by to nie była, na pewno będzie za niska dla tych bardzo potrzebujących osób – tłumaczy.

Jako jedyny przeciwko przyjęciu ustawy głosował niezrzeszony Przemysław Wipler. Dlaczego? - W dużej mierze podzielam zdanie Publicysty "Rz" Bartosza Marczuka, które zawarł w tekście "Przegraliśmy wszyscy". Ustawa, która została przyjęta nie ma charakteru systemowej polityki społecznej, a jest jedynie ustawą wyborczą, która została przyjęta pod lufami kamer kampanii wyborczej. Przyjęto ją tylko przez nadzwyczajną sytuację protestu niepełnosprawnych dzieci – wyjaśnia.

Jego zdaniem rząd nie powinien rozwiązywać tego problemu doraźnie, ale systemowo. - Rząd stworzył ustawę, która nie rozwiązuje problemów tych osób. Dobry projekt powinien uwzględniać stopień niepełnosprawności, sytuację materialną rodziny, która uzyskuje pomoc. Jesteśmy na tyle biednym państwem, że nie stać nas na dawanie pieniędzy tym, którzy są w dobrej sytuacji. Ta pomoc musi trafiać do osób, które naprawdę tego potrzebują. I przede wszystkim nie powinna wykluczać tych osób z możliwości pracy zarobkowej. Wszystkie te warunki powinny być traktowane spójnie – przedstawia "Rz" swoje propozycje.

Mimo wielu uwag do rządowej propozycji, takie tłumaczenia nie rozumie Mularczyk. - Nie mam pojęcia, dlaczego podjął taką decyzję. Zagłosował przeciw, co jest kompletnie nieracjonalne i głupie. Nie chciałbym, żeby kiedykolwiek zrozumiał, że za 820 zł nie da się zrezygnować z pracy i zajmować się niepełnosprawnym dzieckiem. Syty głodnego nie zrozumie – tak to można podsumować – oburza się poseł Solidarnej Polski.

Ekspresowe tempo

Wątpliwości Wiplera mogą być jednak uzasadnione, zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę ekspresowe tempo legislacyjne tej ustawy. Od rozmów premiera Donalda Tuska z rodzicami niepełnosprawnych dzieci do uchwalenia ustawy nie minęły nawet dwa tygodnie. Mimo że projekt przygotował rząd, został on wniesiony do Sejmu jako poselski przez posłów PO i PSL. Wszystko, by jeszcze przyspieszyć prace.

Tomczyk tłumaczy jednak, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. - To plan, który nakreślił premier już miesiące temu i który był jasny. Do 2016 roku świadczenia miały być zwiększane i protest w Sejmie akurat na to nie miał wpływu. Miał wpływ na przesunięcie pieniędzy, które miały być przeznaczone głównie na drogi lokalne. Ale sam plan się nie zmienił, do poziomu płacy minimalnej dojdziemy w roku 2016. Nie było to duże przesuniecie, ale dla tych ludzi to na pewno ważne – mówi "Rz" poseł Platformy.

W takie tłumaczenie nie wierzą jednak przedstawiciele opozycji. - To oczywiste, że takie tempo wynika z protestu w Sejmie, który jest wizerunkowo dla rządu i dla PO fatalny. Zwłaszcza w okresie kampanii wyborczej. To powoduje, że zdecydowano się na taki ekspresowy tryb legislacyjny, że nie wprowadzono de facto żadnych poprawek – podkreśla Mularczyk.

- Teraz rząd zajął się sprawą, która poruszyła opinię publiczną, bo chore dzieci zawsze zmiękczają serca. Wciąż jednak został nierozwiązany problem opiekunów osób dorosłych – dodaje Wipler.

Niebezpieczny precedens?

W tej sytuacji nasuwa się pytanie, czy rząd nie stworzył precedensu, który mogą zacząć wykorzystywać inne grupy społeczne. Przed Sejmem o swoje prawa walczą już opiekunowie dorosłych osób niepełnosprawnych. Takich grup może być więcej. - Nie ma grupy pokrzywdzonej czy zawodowej, która znalazła się w trudnej sytuacji i nie oczekiwała, żeby się nią nie zajmować – przyznaje Tomczyk, ale zastrzega, że "to nie jest żaden problem". - Sejm jest od tego żeby dbać o takie grupy. Każdy protest, czy to sejmowy czy poza sejmowy, jest częścią naszej pracy, częścią demokracji – mówi.

Zdaniem posła Solidarnej Polski jednak, taka sytuacja może się powtórzyć. - Wszystko będzie zależało od skuteczności formy protestu. Te kilkanaście matek z dziećmi okazała się skuteczniejsza niż cała opozycja w polskim parlamencie i związki zawodowe. Ta forma protestu okazała się niesamowicie skuteczna. Dziennikarze nie mogli go ominąć, bo koczowisko matek z dziećmi było 10 metrów od ich stanowiska. Wszystko zależy od inwencji innych grup protestujących – uważa Mularczyk.

Rację przyznaje mu też Wipler, który zwraca także uwagę na rolę kampanii wyborczej. - Gdyby rodzice sześciolatków ze swoimi dziećmi weszli do Sejmu i zaczęli go okupować, to referendum w sprawie sześciolatków by było, albo nawet upadłaby cała reforma. Rząd pokazał w tym momencie, że nie milion podpisów, nie argumenty merytoryczne mają siłę, ale wprowadzenie dzieci i protest w Sejmie – krytykuje.

Efekt kampanii

Jak na te zarzuty reaguje poseł PO? - Takie decyzje są podejmowane na poziomie politycznym. Nie ma co ukrywać, że tak nie jest – mówi wprost. Zastrzega jednak, że "jeśli premier, rząd lub parlament uznałby, że ci ludzie nie mają racji, to te świadczenia nie byłyby podniesione". - Musimy pamiętać, że w przypadku budżetu zawsze mamy do czynienia z grą o sumie zerowej. Jeśli ktoś dostaje wyższe świadczenia, to ktoś musi dostać niższe lub trzeba środki przesunąć z innych źródeł – kończy Tomczyk.

Na dziś reakcja rządu okazała się skuteczna, a pożar – przynajmniej na chwilę – został ugaszony. Na specjalnie zwołanej konferencji rodzice, którzy od 17 dni protestują w Sejmie, poinformowali, że zawieszają swoją akcję. Zapowiedzieli, że mają nadzieję na dotrzymanie słowa przez koalicję rządzącą i rozpoczęcie dłuższego i szerszego dialogu. Jeśli znów zawiodą się na politykach, następnym razem doraźna ustawa może nie wystarczyć.

Za przyjęciem projektu ustawy głosowało 436 posłów. Zgodnie z nim świadczenie od maja wzrośnie do 1000 zł, od 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do 1300 zł netto. Ta podwyżka nie spełnia wszystkich żądań okupujących do dziś Sejm rodziców i dzieci niepełnosprawnych, ale zdaniem większości polityków jest krokiem w dobrym kierunku.

Sukces czy doraźne działanie?

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Taśmy ludzi Zbigniewa Ziobry w prokuraturze. "Z tego już się nie wywiną"
Polityka
Donald Tusk podjął decyzję ws. startu w wyborach prezydenckich. "Może liczyć na moje poparcie"
Polityka
Poseł Konfederacji: PiS próbował mnie kupić. Proponowano środki z Funduszu Sprawiedliwości
Polityka
Paweł Śliz: Państwo PiS działało jak mafia
Polityka
Były dyrektor Funduszu Sprawiedliwości miał nagrywać ludzi Ziobry. 50 godzin materiałów