Rozłam w wyborczej koalicji SLD i Unii Pracy może mieć poważne konsekwencje dla sceny politycznej. Partia chce wystawić swojego kandydata w wyborach prezydenckich.
W tym kontekście pojawiają się nazwiska, które mogą odebrać elektorat niekojarzonej z Sojuszem kandydatce tej partii Magdalenie Ogórek. To spowodowałoby zmianę rozkładu sił po lewej stronie sceny politycznej. Marginalizowana przez lata UP mogłaby podkopywać słabnące SLD również w późniejszych wyborach do Sejmu. Podobnego scenariusza na prawicy uniknął Jarosław Kaczyński, doprowadzając do koalicji z Polską Razem i Solidarną Polską.
Kalisz ciepło przyjęty
Ale walka faworytki najsilniejszej partii na lewicy z osobą, która ma od niej bogatszą przeszłość polityczną w tym obozie, może mieć skutki dla całej sceny. Im więcej liczących się kandydatów, tym mniejsze szanse Bronisława Komorowskiego na reelekcję w pierwszej turze.
Takie warunki spełniałby Ryszard Kalisz, który nie porzucił swoich prezydenckich ambicji po tym, gdy dostał kosza od swoich dawnych kolegów z SLD. We wtorek zabiegał o poparcie we Wrocławiu, gdzie spotkał się z przedstawicielami kilku ruchów obywatelskich.
– Decyzję o tym, czy kandyduję, ogłoszę 31 stycznia – mówi w rozmowie z nami były minister sprawiedliwości.