Pierwsze dziewięć ton sera, który zarekwirowano na początku czerwca przez izbę celną w Biełgorodzie (południowy wschód Rosji), demonstracyjnie zniszczono na miejscowym poligonie. Zakazany ser został rozjechany walcem.

„Rossielchoznadzor", czyli rosyjski urząd odpowiedzialny za nadzór nad produkcją rolną, który ściga również zachodnią żywność objętą rosyjskimi sankcjami, zapowiedział już kolejne akcje. „Poprzedniej nocy (czyli ze środy na czwartek) w trakcie nalot w podmoskiewskim Reutowie zarekwirowano odnaleziono produkty mięsne z Polski i Irlandii" – poinformował dziennikarzy rzecznik urzędu.

Z kolei w Nowosybirsku odnaleziono podobno polskie jabłka. W pobliżu Smoleńska z kolei przygotowują się do zniszczenia skonfiskowanych pomidorów, a w Orenburgu – kolejnych 20 ton sera. Według „Rossielchoznadzoru" na zniszczenie czekają „setki ton produktów".

29 lipca prezydent podpisał dekret zgodnie z którym od 6 sierpnia objęta sankcjami żywność z krajów zachodnich znaleziono na terenie Rosji powinna być natychmiast niszczona. Dekret wywołał najpierw niedowierzanie, a potem sprzeciw. Ponad ćwierć miliona osób podpisało już petycję do Putina, by zarekwirowane produkty przekazywać bezpłatnie najbardziej potrzebującym: emerytom, weteranom, rodzinom wielodzietnym.

Rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow powiedział, że dekret jest podpisany i trzeba go wykonywać. Z kolei szef „Rossielchoznadzoru" pospieszył z zapewnieniem, że nikomu nie można oddać zarekwirowanej żywności bowiem ma ona – według niego – zbyt krótki okres ważności i dlatego nie można jej nigdzie wozić.