Reklama

Potrójny paraliż Królestwa Hiszpanii

W Madrycie od trzech tygodni nie ma rządu. Nie wiadomo też, jak utrzymać Katalonię w granicach kraju. I przełamać kryzys socjalny spowodowany brutalnymi reformami rynkowymi.

Aktualizacja: 07.01.2016 06:25 Publikacja: 06.01.2016 18:36

Potrójny paraliż Królestwa Hiszpanii

Foto: AFP

W środę król Filip VI przyjmował w stolicy tradycyjną defiladę w dniu Trzech Króli. Ale o terminie zwołania pierwszego po wyborach 20 grudnia posiedzenia Kortezów nie wspomniał. Powód jest prosty: od tego momentu zacznie biec dwumiesięczny termin, w którym musi się ukonstytuować nowa większość parlamentarna. A na razie nie wiadomo, jak miałaby ona wyglądać.

Po raz pierwszy od śmierci Franco 40 lat temu Hiszpanie wybrali parlament, w którym dwie tradycyjne siły polityczne, konserwatywna Partia Ludowa (PP) i socjalistyczna PSOE, przestały dominować. Równorzędnymi graczami okazały się dwa inne, zupełnie nowe ugrupowania: lewacki, populistyczny Podemos (Możemy) i prawicowy Ciudadanos (Obywatele).

Teoretycznie najbardziej logiczna byłaby „wielka koalicja" PP i PSOE na wzór tej, którą wielokrotnie ćwiczyli nasi sąsiedzi zza Odry. Ludowcy mają 123 deputowanych w 350-osobowym parlamencie, a PSOE – 90. Ale w hiszpańskich warunkach takie rozwiązanie nie wchodzi w grę.

– Niech Rajoy (odchodzący, konserwatywny premier – red.) przestanie mówić o wielkiej koalicji z socjalistami. „Nie" oznacza „nie" – oświadczył w środę rzecznik PSOE Antonio Hernando.

Opór umiarkowanej lewicy jest głęboko uzasadniony. Po czterech latach surowych reform socjalnych przeprowadzonych przez Mariano Rajoya kraj zdołał co prawda uniknąć bankructwa i nawet zaczął się dość szybko rozwijać, ale co drugi młody Hiszpan nie ma pracy, wielu wyemigrowało.

Reklama
Reklama

– Gdyby lider PSOE zdecydował się na sojusz z PP, zostałoby to uznane przez lewicowy elektorat za zdradę. Wówczas następne wybory wygrałaby Podemos, ona stałaby się główną siłą lewicy. W ten sposób, nieoczekiwanie, stara rywalizacja między socjaldemokracją a postkomunistami zostałaby wygrana przez tych ostatnich – mówi „Rz" Ramon Catelero, prof. Universidad Nacional de Educacion a Distancia. – Taki rząd PSOE–PP miałby niezwykle małe pole manewru, bo ludowcy chcą wdrażać reformy wprowadzone przez Brukselę. A przecież w swoim programie PSOE zapowiedziała odwołanie wielu ustaw wprowadzonych przez Rajoya, w tym dotyczących edukacji, rynku pracy, sądownictwa.

Poprzedni hiszpańscy premierzy kierowali co prawda mniejszościowymi rządami, ale brakowało im wtedy zaledwie kilku deputowanych do większości. Mogli ją uzyskać dzięki wsparciu nacjonalistycznych partii baskijskich i katalońskich. Tym razem to niemożliwe, bo PP do większości brakuje aż 52 mandatów, a Rajoy swoją konsekwentną odmową przeprowadzenia referendum w sprawie niepodległości Katalonii zraził wszystkie ugrupowania w Barcelonie. – Podemos to jedyne ugrupowanie w Madrycie, które zgadza się na referendum – mówi Catelero.

Poza Podemos (69 mandatów) poparcia dla PP odmawia także lider Ciudadanos (40 mandatów) Albert Rivera, który całą kampanię wyborczą oparł na zwalczaniu skandali korupcyjnych, w jakie byli zamieszani ludowcy.

Najbardziej logicznym wyjściem z tej patowej sytuacji byłyby wcześniejsze wybory, być może już w maju. Ale dąży do nich tylko przywódca Podemosu, charyzmatyczny ekonomista Pablo Iglesias. Nie bez racji liczy na więcej głosów w radykalizującym się społeczeństwie.

Sprawa utworzenia nowego rządu może stać się pilna, jeśli w Barcelonie nacjonaliści wreszcie zdołają utworzyć rząd. Tu kryzys polityczny trwa już od wyborów regionalnych we wrześniu, bo lewacka partia nacjonalistyczna CUP nie chce poprzeć centrowego przywódcy Katalończyków Artura Masa. Ale jeśli zmieni zdanie, dla Madrytu będzie to duży problem.

– Wraz z budową instytucji niezależnego państwa w Katalonii zacznie rosnąć napięcie między Barceloną a Madrytem, konieczna będzie mediacja UE. A ta w pierwszej kolejności będzie domagać się referendum – mówi Catelero.

Reklama
Reklama

85 proc. Katalończyków chce prawa do takiego głosowania. Co prawda w takim referendum na razie za niepodległością opowiada się jedynie ok. 45 proc. pytanych, ale rosnąca frustracja z powodu braku kompromisu ze strony hiszpańskiego rządu może wzmocnić szeregi nacjonalistów.

Polityka
Niemcy: Parlament za powiększeniem armii. Wprowadza dobrowolną służbę wojskową
Polityka
Ważna decyzja Sądu Najwyższego USA. Walka o wyborców w Teksasie
Polityka
Emmanuel Macron ostrzega przed zdradą Amerykanów. Ujawniono zapis rozmowy
Polityka
Obamowie wciąż wskazują drogę
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Polityka
Kontrowersyjna decyzja Pete'a Hegsetha. „New York Times” pozwał Pentagon
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama