Grzegorz Schetyna zaczął partyjne porządki od swego domu. Choć formalnie jest w tej chwili posłem ziemi kieleckiej, to jego matecznikiem jest Dolny Śląsk, gdzie półtorej dekady temu budował Platformę Obywatelską dla Donalda Tuska.
W 2009 r. po wybuchu afery hazardowej – na Dolnym Śląsku właśnie – Tusk wypowiedział Schetynie wojnę, podejrzewając go o kontakty z szemranymi regionalnymi biznesmenami. W tej wojnie było kilka momentów symbolicznych. Ale jeden szczególny – gdy jesienią 2013 r. Schetyna został przez Tuska pozbawiony szefostwa Platformy na Dolnym Śląsku.
Narzędziem ówczesnego premiera w tamtej rozgrywce był europoseł Jacek Protasiewicz, dawny współpracownik Schetyny. Uwierzył, że jest w stanie samodzielnie pokierować regionem, a pozbycie się dotychczasowego szefa było w tym planie ważnym elementem. Po wyjeździe Tuska do Brukseli Protasiewicz intensywnie grał z doradcą Ewy Kopacz Michałem Kamińskim, więc zsyłka Schetyny na Kielecczyznę była formalnością.
Dziś, gdy Schetyna ograł panią premier i zręcznie przejął kontrolę nad partią, Protasiewicz z myśliwego stał się zwierzyną.
Nowy szef PO zaczął porządki w partii właśnie od niego. Spotkał się z Protasiewiczem i – jak nieoficjalnie wiadomo – zażądał dymisji. Miałby go zastąpić były minister kultury Bogdan Zdrojewski. Wcześniej Schetyna pozbawił Protasiewicza stanowiska dyrektora biura krajowego partii i obsadził tam swego zaufanego Piotra Borysa, byłego europosła.