Posłanka zadeklarowała, że dla Nowoczesnej walka z mową nienawiści była zawsze ważnym elementem programu. - Przypomnę, że składaliśmy projekt ustawy w tej kwestii, który został odrzucony przez PiS - powiedziała. Nie zgodziła się z opinią, że projekt był "bublem prawnym". Wyjaśniła, że chodziło o tzw. ślepy pozew. - Czyli żebym nie musiała udowadniać, kto mnie hejtuje, tylko żeby to było zadanie organów państwa. To rozwiązanie funkcjonuje w innych krajach - zaznaczyła.
Szefowa Nowoczesnej zadeklarowała, że w kolejnej kadencji parlamentu jej ugrupowanie ponownie złoży ten projekt. - Nie mam żadnych wątpliwości, że tego typu rozwiązanie powinno funkcjonować, dlatego że nie możemy sobie pozwolić na to, że ta spirala nienawiści się coraz bardziej napędza - mówiła.
Bez wyrazów wsparcia od prezesa PiS i premiera
W #RZECZYoPOLITYCE Lubnauer odniosła się też do sprawy gróźb śmierci, jakie pod jej adresem wysłał redakcji TVN24 jeden z funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej. W e-mailu mężczyzna napisał m.in. "Trzeba cię zabić, jak tego złodzieja Adamowicza", odnosząc się do prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który został zabity przez zamachowca podczas finału WOŚP. Funkcjonariusz został zwolniony ze służby, usłyszał także zarzuty kierowania groźby karalnej oraz znieważania.
Zdaniem szefowej Nowoczesnej, najbardziej bulwersujące jest, że strażnik "powołał się na casus Adamowicza". - Zginął prezydent Gdańska. Coś, co powinno być dla nas wszystkich ostrzeżeniem, dla tego pana stało się wzorcem do naśladowania - stwierdziła posłanka. Pytana, czy politycy konkurencyjnych partii złożyli jej wyrazy współczucia i wsparcia powiedziała, że bezpośrednio nie, ale widziała taką wypowiedź europosła PiS Joachima Brudzińskiego oraz marszełek Sejmu Elżbiety Witek (PiS). Dopytywana, czy usłyszała wyrazy współczucia ze strony prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego czy premiera Mateusza Morawieckiego odparła, że "absolutnie nie".