Planowane transfery mają spełnić przede wszystkim cel wizerunkowy: po spekulacjach o możliwym rozłamie w obozie władzy powinny one stworzyć wrażenie potęgi i atrakcyjności partii rządzącej. PiS chce też budować swoją siłę, aby w newralgicznych głosowaniach jesienią nie było nawet cienia wątpliwości, że najważniejsze dla nich projekty nie przejdą. Zwłaszcza w kontekście ustaw o dekoncentracji mediów, dalszych zmian w wymiarze sprawiedliwości czy możliwych modyfikacjach ordynacji wyborczej, o której mówił na kongresie w Przysusze Jarosław Kaczyński. Zwiększanie parlamentarnej siły zabezpieczyłoby PiS przed ewentualnymi woltami wśród własnych polityków.
Według naszych rozmówców, zarówno z PiS, jak i innych partii, które miałyby stracić na personalnych roszadach, mowa jest o dwóch posłach z PSL, pięciu z Kukiz'15 i dwóch z... Platformy Obywatelskiej. W najgorszej sytuacji są ludowcy, bo po niedawnym odejściu Andżeliki Możdżanowskiej, która – jak mówi się w kuluarach – odejść „musiała, a wcale nie chciała", pożegnanie kolejnego parlamentarzysty spowoduje spadnięcie PSL do poziomu koła poselskiego. W dodatku osłabi całą opozycję, odbierając jej czas w debatach parlamentarnych. I to jest, jak przyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" jeden z ludowców, główny powód działań PiS, który nie może darować ludowcom ich zachowania w czasie ostatniego kryzysu i postawy prezesa Władysława Kosiniaka-Kamysza, który wyrósł na jednego z bardziej merytorycznych przeciwników prezesa Kaczyńskiego. Rozpad klubu mógłby zachwiać jego pozycją tuż przed kampanią samorządową.
Oficjalnie politycy PSL twierdzą, że żadnego niebezpieczeństwa nie ma. – Niech sobie pozyskują posłów, daj im Boże – ironizuje były minister rolnictwa, poseł Marek Sawicki. – Zobaczymy, czy im po tym pozyskiwaniu przypadkiem posłów nie ubędzie – dodaje.
W Sejmie mówi się też, że Możdżanowska może dostać w przyszłości posadę rządową, być może w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. I będzie głosować jak PiS, zabezpieczając większość przy kluczowych głosowaniach.
W Kukiz'15 spekulacje o „podbieraniu" posłów także odbierane są jako rewanż za opowiedzenie się Pawła Kukiza po stronie prezydenta Andrzeja Dudy. – Wiemy, że negocjacje toczyły się od dwóch czy trzech miesięcy, ale teraz nagle jest przyspieszenie – mówi „Rzeczpospolitej" jeden z posłów Ruchu. – Chodzi o pięć osób, w tym m.in. posła, który już wcześniej sympatyzował z PiS i występował u boku prezesa.