- Czy oznacza to, że nie można sobie już nawet nawzajem pomagać, aby nie podpaść urzędowi? – dziwi się Elżbieta Kurek, założycielka opolskiego banku czasu, grupy wzajemnie wspierających się osób.
– Świadczymy sobie zwykłe codzienne przysługi, takie jak pomoc w przygotowaniu przyjęcia, odebranie dziecka ze szkoły, naprawa kranu – opowiada Piotr Bielski z fundacji Białe Gawrony, prowadzący podobną grupę w Łodzi. – Robimy to społecznie, od czego więc płacić podatek?
Fiskus jest jednak bezwzględny. Każdą korzyść musimy opodatkować – czytamy w katowickiej interpretacji – czy jest to mycie okien, czy wyprowadzenie psa. Urzędnicy wiedzą też, jak to zrobić. Trzeba ustalić rynkową wartość przysługi. Przykładowo osoba, która korzysta z darmowej nauki angielskiego, powinna sprawdzić, ile kosztuje lekcja na mieście.
Inne uprzejmości też można wycenić – nawet taka usługa jak spacer z psem ma swoją wartość. Według internetowych ofert za wyprowadzenie czworonoga trzeba zapłacić od 5 do 15 złotych za godzinę. Jeśli ta przysługa jest darmowa, powstaje przychód z tzw. nieodpłatnego świadczenia. Wpisujemy go w zeznaniu rocznym i płacimy PIT – 18 albo 32 proc.
Z opodatkowania zwolniona jest tylko darmowa pomoc w rodzinie.