Historia nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, która miała bronić dobrego imienia Polski, a doprowadziła do tego, że na całym świecie zaczęło się masowo mówić i pisać o „polskich obozach śmierci", jest klasycznym przykładem takiego właśnie odwetu przeszłości. W najprostszy możliwy sposób: ustawą, zakazem i karą chcieliśmy zmusić cały świat do zrozumienia naszej historii.
Kiedy okazało się, że nasze próby odniosły skutek dokładnie odwrotny od zamierzonego, pogrążyliśmy się w słusznym, ale kompletnie jałowym poczuciu niesprawiedliwości. W ostatnich dniach, częściej niż kiedykolwiek wcześniej, patrzymy też z zazdrością na Niemców. Na ich pracującą ze skutecznością i systematycznością walca drogowego politykę historyczną. „Znowu im się upiekło" – myślimy.
Tymczasem kilka tygodni przed wybuchem polsko-izraelskiego sporu ukazała się w Polsce książka, która pokazuje, że odwet przeszłości dosięgnął również Niemców. I to właśnie wtedy, kiedy wydawało się, że ostatecznie udało im się przezwyciężyć własną historię, zamknąć raz na zawsze jej ciemny rozdział.
„Angela Merkel i kryzys migracyjny" Robina Alexandra, dziennikarza „Die Welt", jest drobiazgową kroniką kilkunastu dni, które w 2015 r. wstrząsnęły Niemcami i całą Europą. Otwarcie dla uchodźców niemieckich granic, które miało być tylko wyjątkiem, przerodziło się w trwający wiele miesięcy stan wyjątkowy. Choć praktycznie wszyscy zdawali sobie sprawę, że Niemcy nie mogą sobie na to pozwolić, nikt nie był w stanie przeciwstawić się bezprecedensowej euforii, jaka ogarnęła cały kraj. W tamtych dniach Niemcy byli sami sobą zauroczeni. Wiwatowali na cześć przybywających uchodźców, bo z ich pomocą przezwyciężali swoją przeszłość.
Premier Turyngii Bodo Ramelow wychodzi na stację w Saalfeld, by przywitać przyjeżdżających uchodźców. Gdy wiozący ich pociąg wjeżdża na stację, polityk rozpłakuje się ze wzruszenia i krzyczy do przybyszy przez megafon „Inszallah!", czyli po arabsku „Tak chce Bóg!". Po chwili w telewizyjnym wywiadzie mówi: „Płakałem cały dzień. Tu w Saalfeld naziści chcieli urzeczywistnić koncept stref wyzwolonych narodowo. A teraz tu do Saalfeld przybywa pierwszy pociąg z uchodźcami. Uczciwie mówię, to jest najpiękniejszy dzień w moim życiu".