Plus Minus: W książce „Grave New World" („Ponury Nowy Świat") ogłosił pan koniec globalizacji, tymczasem wydarzenia, które rzeczywiście mogły ją podkopać, takie jak brexit i wygrana Donalda Trumpa w wyborach w USA, ostatecznie niewiele w globalnym ładzie zmieniły. Dziś napisałby pan tę książkę inaczej?
Zacząłem pisać „Grave New World" w 2015 r., na długo zanim Trump został prezydentem, a w Wielkiej Brytanii odbyło się referendum w sprawie przynależności do UE. Uderzyło mnie to, że Zachód, który był orędownikiem globalizacji, stracił przekonanie do tej idei. A globalizację, czyli stopniowe zamazywanie granic państwowych i usuwanie barier dzielących ludzi, determinują przede wszystkim idee, wartości oraz ucieleśniające je instytucje, takie jak jednolity rynek w UE. Wiele osób sądzi, że globalizację wymusza postęp technologiczny i w efekcie jest to proces nieodwracalny. Według mnie historia temu przeczy. Globalizacja nie była nieunikniona, istniały zawsze siły prowadzące w przeciwnym kierunku. Te siły znów doszły do głosu. Istnieje więc ryzyko, że globalizacja zostanie odrzucona.