Grany przez Jana Peszka 70-letni satrapa bez skrupułów wylicza wady i błędy Polaków, krytykuje polski dryf przez wieki, z ironiczną bezwzględnością uderza w zacofanie i lenistwo. Piętnuje korupcję, brak konsekwencji, a także samobójczą formę patriotyzmu, która przynosi same straty. Polski suweren jest dla silniejszego sąsiada nikim.
Dlatego na początku spektaklu oglądamy na scenie nagiego człowieka z nogami podkurczonymi w odruchu strachu. To właśnie „książę poetów polskich", biskup Krasicki. Wymownie pozycjonuje biskupa sytuacja, gdy nagi zasiada na nocniku. To jedyny rodzaj tronu, jaki może objąć polski oficjel w końcu XVIII stulecia. Zasady polityki europejskiej poznajemy, gdy z nadscenia opadają gigantyczne makaty z podobiznami drapieżników: niedźwiedzia, wilka, goryla. Znajdujemy się w centrum ludzkiego bestiarium, gdzie rządzą silniejsi.
Biskup Krasicki nazywany jest przez Fryderyka lekceważąco „frizowanym szympansem", zaś po sarmacku noszących się szlachciców określa „Irokezami", bo podobnie jak Indianie nie mają szans w starciu z potężnymi państwami. Nie ma ich ani po europejsku wykwintny Krasicki, ani sarmacki szlagon. Na tym polega polska tragedia.
Bohater Jana Peszka należy do zwierzęcego świata: jako drapieżny monarcha i samotnik pośród ludzi z opinią homoseksualisty, którego jedynymi przyjaciółmi są psy. Klata w ślad za Nowaczyńskim dotyka fundamentalnej dla historii Polski i Polaków kwestii: czy pragnienie „polskiej złotej wolności" da się pogodzić z marzeniem o mocnym państwie, rządzonym przez silnego przywódcę?
Pierwszy z trzech aktów – 40-minutowy – koncentruje się wokół zakochanej polskiej pary. To Justyna (Monika Roszko), córka polskiego fabrykanta Gockovskiego i lejtnant Tadeusz von Krasicki (Konrad Cichoń). Tak jak Gockovsky zabiega o obecność na pruskim rynku bez sukcesu, co zapowiada suknia córki z pobitej porcelany, tak młodzi nie otrzymują zgody króla na ślub. „Element obcy" w bezwzględnym pruskim świecie nie ma szans.