Większość kinomanów nigdy nie słyszała o Alice Guy-Blaché. Tymczasem to ona – na przełomie XIX i XX wieku, czyli w czasach, gdy nową muzę właściwie dopiero wymyślano – uczyniła z reżyserii zawód. Według niektórych źródeł jest pierwszą w dziejach osobą, która na taśmie utrwaliła opowieść fabularną, czyniąc to na kilka miesięcy przed Georges'em Méliesem. Jeśli natomiast przyjąć, że słynny „Polewacz i polany" Augusta i Louisa Lumiere'ów, teoretycznie z roku 1895, jest nie do końca intencjonalnie zainscenizowanym nagraniem, to wyprzedziła również ich. Przez niemal dwie dekady była jedyną kobietą zasiadającą na krześle reżyserskim. W trakcie swojej kariery napisała, wyreżyserowała i wyprodukowała (lub przynajmniej nadzorowała) nawet półtora tysiąca filmów, czy – jak je wówczas nazywano – fotodram. Zarządzała każdym poszczególnym tytułem od strony artystycznej, technicznej i finansowej.
Alice Guy urodziła się 1 lipca 1873 roku na paryskich przedmieściach. Wychowywała się w Chile, gdzie jej rodzice – Marie i Émile – prowadzili księgarnię. Kiedy splajtowali, wrócili do Europy. Francja przywitała ich śmiercią: najpierw zmarł ojciec, potem brat przyszłej reżyserki. Ponieważ starsze siostry wyszły za mąż, to Alice podjęła się opieki nad matką. Znajomy rodziny polecił jej, by czym prędzej nauczyła się pisać na maszynie – sztukę tę opanowała bardzo szybko. Mając 21 lat, dostała pracę sekretarki w biurze Léona Gaumonta, człowieka nauki zafascynowanego urządzeniami optycznymi oraz możliwością wprawienia fotografii w ruch. „Czy nie jest pani aby za młoda?" – usłyszała od rekrutującego ją mężczyzny, co zripostowała słowami: „Proszę się nie martwić, to szybko przeminie".
Gaumont, otrzymawszy zaproszenie na pierwszą projekcję organizowaną przez braci Lumiere, zabrał ją ze sobą (nie chodzi tu o słynne wydarzenie, które odbyło się w Grand Café 28 grudnia 1895 roku, a o kilka miesięcy wcześniejsze spotkanie ludzi z branży). Kinematograf okazał się sensacją. Gdy jednak zdecydowana większość zgromadzonych wówczas osób widziała w aparacie wizualną atrakcję, Alice od razu dostrzegła w migotających i ożywających na ekranie ruchomych obrazach potencjał fabularny.
Niemal natychmiast poprosiła szefa o możliwość zrealizowania paru ujęć, na co ten przystał, zastrzegając jednak, że jej praca biurowa nie może na tym w żaden sposób ucierpieć. Nie omieszkał oczywiście dodać, iż nie jest to odpowiednie zajęcie dla młodej damy. Tak powstała „Wróżka w kapuście" (1896), której bohaterka z uśmiechem na twarzy prezentuje magiczne właściwości tytułowego warzywa, wyciągając zeń niemowlęta. Ten trwający około minuty film składał się, jak większość rejestrowanych w owym okresie materiałów, z jednego ujęcia, nakręconego statyczną kamerą w planie ogólnym. Wybór Guy był znakomity – dzięki sięgnięciu po sugestywną formę bajki kilkadziesiąt metrów taśmy przekształciło się w opowieść. Wczesne kino opierało się zresztą – poza kronikami dokumentującymi rzeczywistość – na prostych anegdotach czerpiących z powszechnie znanych historii: biblijnych lub baśniowych.
„Przesadziłabym, mówiąc, iż było to arcydzieło, ale moja fotodrama okazała się dość sporym sukcesem, więc uznałam, że warto spróbować ponownie" – mówiła po latach. I rzeczywiście film zatriumfował. Wnet sprzedano 80 kopii na na całym globie. Gaumont, biznesmen i innowator, niekoniecznie zainteresowany samym procesem kręcenia, uczynił z panny Guy szefową produkcji w swej wytwórni – potrzebowała ona zaledwie trzech lat, by awansować na jedno z najwyższych stanowisk w firmie.