W drugą sobotę maja 2020 r. wybrałem się pod berliński teatr Volksbühne. Grupka ludzi medytowała tam na karimatach. W zwiewnych strojach etno przybierali pozy joginów obojętnych na otoczenie. I milczeli. Nieopodal pewien pan ciągnął ręcznie wykonaną tablicę z ewangelicznym cytatem: „Chcę, bądź oczyszczony! Trąd natychmiast go opuścił i został oczyszczony", jednocześnie filmując mijanych komórką, a głos z furgonetki policyjnej przekonywał, że dla zdrowia warto przebywać na świeżym powietrzu, ale lepiej w innych częściach miasta.
Milczenie demonstrantów tylko pozornie przeczyło nadprodukcji dziennikarzy i regulacyjnemu rozgorączkowaniu polityków. Im wszystkim, być może nam wszystkim, przydarzyło się to samo: koronawirus pomieszał nam język. Pchnął nas w ramiona afazji, która niszczy to, co wspólne nazwom i rzeczom.
Covid podstawił nam lustro pod nos. Nagle okazało się, że nie jesteśmy tacy, jak byśmy chcieli. W lustrze zobaczyliśmy lęki, do których wolimy się nie przyznawać, problemy, które dawno powinniśmy byli przegadać, ale jakoś nigdy nie nadszedł dobry moment, złość, którą tłumimy w imię różnych poprawności, oraz gry, w które gramy, bo plansza leży już na stole i ktoś uczynnie wytłumaczył co i jak.
Koronoafazja ma charakter psychosomatyczny. O współistnieniu w czasach globalnej wioski cyfrowej napisano biblioteki książek – o zdrowiu i chorobie, bezpieczeństwie, kontroli i mobilności, władzy i samostanowieniu, ciele, seksualności i przemocy, o mediach czy statusie medycyny oraz o faktach i fikcji. Nie brakuje teorii ani strategii działania. Ale choć coś tam czytaliśmy, to czy owo przegadaliśmy, to czy nie wyparliśmy? Co z tych bibliotek przeniknęło do praktyki delegatur NFZ? Inspektorów sanitarnych? Co przyswoili sobie dziennikarze gazet, po które sięgam, prowadzący programy publicystyczne, które oglądam, a co politycy, których wybieram?
Władza jako opieka
Kryzys trwa w najlepsze. Lockdowny, czerwone strefy i poziomy zagrożenia – od prawie roku reguły naszego współżycia stoją na głowie. Najwyższy czas skończyć z wypieraniem. Potrzebujemy nowej umowy społecznej. Nawet jeśli uznać, że moment nie jest sprzyjający, chciałbym wreszcie przestać przekładać rozmowę.