Na podeście stoją trzy kobiety – siostra jednej z nich jest więziona na Białorusi, mąż drugiej też siedzi w białoruskiej celi. Trudno jednak skojarzyć te dwie rzeczywistości. Tę lekką biel w ogrodach i ściany, w jakich teraz, właśnie teraz, siedzą najbliżsi laureatek. Ten obraz jest po prostu wyparty przez biel gładkich powierzchni.
Patrzymy z przyjemnością na trzy piękne i dobrze ubrane kobiety. Europejskie. Jesteśmy w dobrym towarzystwie. To, co mówią, jest smutne, jest przerażające, ale jeśli tak można powiedzieć – jest też w dobrym tonie, który nie kojarzy się z brutalną rzeczywistością. Jest miło i elegancko. Niedaleko sceny wśród publiczności siedzi matka Ramana Pratasiewicza. Gala jest już po publikacji wywiadu z jej synem. Po jednym z najbardziej wstrząsających dokumentów złamania człowieka. Kamera kilka razy ociera się o twarz matki, ale jest ona tutaj jednak na drugim planie.
I znowu, w tym ogrodowym otoczeniu trudno połączyć dwa obrazy – ten chłopak tam, jego ból, jego strach, jego cela. I tutaj te białe mebelki na błyszczącym jak lód podeście. To, co dzieje się w tej kobiecie, mimo spokojnej twarzy ma wymiar cierpienia, jakie opisywali antyczni dramatopisarze lub jakie niesie postać Rollisonowej w „Dziadach" Mickiewicza. To ona, chociaż na drugim planie, jest uosobieniem naszej bezradności. To ona błaga świat, żeby „coś zrobił", bo liczy się każda godzina. I teraz też – zaproszona na ogrodową uroczystość, może mieć poczucie dojmującej straty czasu. Świat potępia, ale od tego nie otworzy się brama więzienia.
Zaraz przypomina się czas Majdanu. Przypomina się ten nasz solidarny zryw w obronie Ukrainy. Jaka to była siła wtedy... Dzisiaj tak nie jest. Czy to tylko pandemiczne obostrzenia czy raczej zobojętnienie? Myślę, że to epokowa różnica Polski wtedy i Polski dzisiaj. Wspieraliśmy Majdan jako państwo imponujące szybkim rozwojem i silnymi strukturami demokracji. Byliśmy pionierem i autorytetem. Z takiej pozycji wyciągaliśmy pomocną dłoń. A dzisiaj? Spadliśmy na ostatnią ławkę. Jesteśmy postrzegani jako kraj, który z dnia na dzień idzie do tyłu. Czy można mówić, że dążymy do rzeczywistości białoruskiej? Na takie porównanie można się obruszyć i słusznie, rzecz tylko w tym, że nie mamy żadnych narzędzi, które mogą dyscyplinować bieg zdarzeń, gdyby szły w takim kierunku. Jedynym hamulcem jest różnica zdań wewnątrz koalicji, czyli kalkulacje poszczególnych ludzi.
Tak, nasza rzeczywistość zależy tylko od nastrojów, ambicji, rachunków osobistych wewnątrz władzy. Instancje, które powołać się mogą na logikę prawa i konstytucji, przynależą do jednej partii, więc zależymy od politycznych humorów, od większej lub mniejszej stabilności poszczególnych ludzi. A trudno nazwać stabilnym człowieka, który ofiarę reżimu publicznie radzi odesłać do Moskwy.