Joanna Szczepkowska: Schronić się w Polsce

Trzy białoruskie opozycjonistki: Swiatłana Cichanouska, Maryja Kalesnikawa i Wołha Kawalkowa zostały uhonorowane Nagrodą im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Gala odbyła się we Wrocławiu, a jej fragmenty można też było zobaczyć w mediach. Skromny, a jednocześnie elegancki wystrój był kwintesencją współczesnej estetyki w najlepszym wydaniu. Biały błyszczący podest, kilka białych stolików i lekkie przezroczyste krzesła. Do tego jeszcze dużo zieleni, atmosfera ogrodowa. Smak nienachalnego luksusu.

Aktualizacja: 11.06.2021 23:09 Publikacja: 11.06.2021 00:01

Joanna Szczepkowska: Schronić się w Polsce

Foto: Urząd Miejski Wrocławia/Materiały Prasowe

Na podeście stoją trzy kobiety – siostra jednej z nich jest więziona na Białorusi, mąż drugiej też siedzi w białoruskiej celi. Trudno jednak skojarzyć te dwie rzeczywistości. Tę lekką biel w ogrodach i ściany, w jakich teraz, właśnie teraz, siedzą najbliżsi laureatek. Ten obraz jest po prostu wyparty przez biel gładkich powierzchni.

Patrzymy z przyjemnością na trzy piękne i dobrze ubrane kobiety. Europejskie. Jesteśmy w dobrym towarzystwie. To, co mówią, jest smutne, jest przerażające, ale jeśli tak można powiedzieć – jest też w dobrym tonie, który nie kojarzy się z brutalną rzeczywistością. Jest miło i elegancko. Niedaleko sceny wśród publiczności siedzi matka Ramana Pratasiewicza. Gala jest już po publikacji wywiadu z jej synem. Po jednym z najbardziej wstrząsających dokumentów złamania człowieka. Kamera kilka razy ociera się o twarz matki, ale jest ona tutaj jednak na drugim planie.

I znowu, w tym ogrodowym otoczeniu trudno połączyć dwa obrazy – ten chłopak tam, jego ból, jego strach, jego cela. I tutaj te białe mebelki na błyszczącym jak lód podeście. To, co dzieje się w tej kobiecie, mimo spokojnej twarzy ma wymiar cierpienia, jakie opisywali antyczni dramatopisarze lub jakie niesie postać Rollisonowej w „Dziadach" Mickiewicza. To ona, chociaż na drugim planie, jest uosobieniem naszej bezradności. To ona błaga świat, żeby „coś zrobił", bo liczy się każda godzina. I teraz też – zaproszona na ogrodową uroczystość, może mieć poczucie dojmującej straty czasu. Świat potępia, ale od tego nie otworzy się brama więzienia.

Zaraz przypomina się czas Majdanu. Przypomina się ten nasz solidarny zryw w obronie Ukrainy. Jaka to była siła wtedy... Dzisiaj tak nie jest. Czy to tylko pandemiczne obostrzenia czy raczej zobojętnienie? Myślę, że to epokowa różnica Polski wtedy i Polski dzisiaj. Wspieraliśmy Majdan jako państwo imponujące szybkim rozwojem i silnymi strukturami demokracji. Byliśmy pionierem i autorytetem. Z takiej pozycji wyciągaliśmy pomocną dłoń. A dzisiaj? Spadliśmy na ostatnią ławkę. Jesteśmy postrzegani jako kraj, który z dnia na dzień idzie do tyłu. Czy można mówić, że dążymy do rzeczywistości białoruskiej? Na takie porównanie można się obruszyć i słusznie, rzecz tylko w tym, że nie mamy żadnych narzędzi, które mogą dyscyplinować bieg zdarzeń, gdyby szły w takim kierunku. Jedynym hamulcem jest różnica zdań wewnątrz koalicji, czyli kalkulacje poszczególnych ludzi.

Tak, nasza rzeczywistość zależy tylko od nastrojów, ambicji, rachunków osobistych wewnątrz władzy. Instancje, które powołać się mogą na logikę prawa i konstytucji, przynależą do jednej partii, więc zależymy od politycznych humorów, od większej lub mniejszej stabilności poszczególnych ludzi. A trudno nazwać stabilnym człowieka, który ofiarę reżimu publicznie radzi odesłać do Moskwy.

Mam ciągle w pamięci tamtą uroczystość i te cztery kobiety. Działaczkę, siostrę, żonę i matkę w tym pięknym, jakże europejskim otoczeniu. Tego samego dnia dowiedziały się, że pomoc i opieka są uwarunkowane ich wyborami – nie one mają decydować, gdzie jadą i z kim się zobaczą. Więc co to znaczy schronić się w Polsce? Czy te kobiety nareszcie mogą czuć się bezpieczne? Czy jeśli wolą, po prostu wolą obraz demokracji, jaki proponuje opozycja, to Polska im nie pomoże? Z deszczu pod rynnę? Myślę, że nikt bardziej niż te cztery kobiety nie doświadczył tego, że Polski mamy dwie. I w jednej z nich każdego dnia dzieje się coś, w co trudno uwierzyć – jak choćby wpis Terleckiego czy ucieczka przewodniczącego komisji sejmowej podczas obrad. U nas sprawy dzieją się raczej groteskowe, przesuwają się granice zdumienia, jest klimat szarej strefy, ale i szaleństwa. To zajmuje myśli, zaciera proporcje.

Sprawę Ramana Pratasiewicza, jego spektakl skruchy i rany na nadgarstkach, szybko przesłoni nam kolejny gorący polski temat. Ktoś się głupio wpisze albo wypowie czy coś przekręci. To już nie my z czasu Majdanu, a w każdym razie jest nas mniej. Życzę tym czterem kobietom, żeby znalazły u nas bezpieczny grunt, gdziekolwiek się pojawią poza gładką powierzchnią sceny. 

Zaraz przypomina się czas Majdanu. Przypomina się ten nasz solidarny zryw w obronie Ukrainy. Jaka to była siła wtedy... Dzisiaj tak nie jest. Czy to tylko pandemiczne obostrzenia czy raczej zobojętnienie? Myślę, że to epokowa różnica Polski wtedy i Polski dzisiaj. Wspieraliśmy Majdan jako państwo imponujące szybkim rozwojem i silnymi strukturami demokracji. Byliśmy pionierem i autorytetem. Z takiej pozycji wyciągaliśmy pomocną dłoń. A dzisiaj? Spadliśmy na ostatnią ławkę. Jesteśmy postrzegani jako kraj, który z dnia na dzień idzie do tyłu. Czy można mówić, że dążymy do rzeczywistości białoruskiej? Na takie porównanie można się obruszyć i słusznie, rzecz tylko w tym, że nie mamy żadnych narzędzi, które mogą dyscyplinować bieg zdarzeń, gdyby szły w takim kierunku. Jedynym hamulcem jest różnica zdań wewnątrz koalicji, czyli kalkulacje poszczególnych ludzi.

Tak, nasza rzeczywistość zależy tylko od nastrojów, ambicji, rachunków osobistych wewnątrz władzy. Instancje, które powołać się mogą na logikę prawa i konstytucji, przynależą do jednej partii, więc zależymy od politycznych humorów, od większej lub mniejszej stabilności poszczególnych ludzi. A trudno nazwać stabilnym człowieka, który ofiarę reżimu publicznie radzi odesłać do Moskwy.

Mam ciągle w pamięci tamtą uroczystość i te cztery kobiety. Działaczkę, siostrę, żonę i matkę w tym pięknym, jakże europejskim otoczeniu. Tego samego dnia dowiedziały się, że pomoc i opieka są uwarunkowane ich wyborami – nie one mają decydować, gdzie jadą i z kim się zobaczą. Więc co to znaczy schronić się w Polsce? Czy te kobiety nareszcie mogą czuć się bezpieczne? Czy jeśli wolą, po prostu wolą obraz demokracji, jaki proponuje opozycja, to Polska im nie pomoże? Z deszczu pod rynnę? Myślę, że nikt bardziej niż te cztery kobiety nie doświadczył tego, że Polski mamy dwie. I w jednej z nich każdego dnia dzieje się coś, w co trudno uwierzyć – jak choćby wpis Terleckiego czy ucieczka przewodniczącego komisji sejmowej podczas obrad. U nas sprawy dzieją się raczej groteskowe, przesuwają się granice zdumienia, jest klimat szarej strefy, ale i szaleństwa. To zajmuje myśli, zaciera proporcje.

Sprawę Ramana Pratasiewicza, jego spektakl skruchy i rany na nadgarstkach, szybko przesłoni nam kolejny gorący polski temat. Ktoś się głupio wpisze albo wypowie czy coś przekręci. To już nie my z czasu Majdanu, a w każdym razie jest nas mniej. Życzę tym czterem kobietom, żeby znalazły u nas bezpieczny grunt, gdziekolwiek się pojawią poza gładką powierzchnią sceny. 

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał