Demokratyczny islam?

Panuje wrażenie, że muzułmanie częściej niż inni cierpią z powodu rządów dyktatorów, tyranów, królów, emirów i wszelkich innych władców. Jest ono słuszne.

Publikacja: 02.05.2008 00:38

Red

Frederic L. Pryor ze Swarthmore College konkluduje swoją analizę zatytułowaną „Czy kraje islamskie są mniej demokratyczne” stwierdzeniem: „We wszystkich krajach, z wyjątkiem tych najbiedniejszych, islam jest skojarzony z niedostatkiem praw politycznych”.

To, że kraje o większości muzułmańskiej są mniej demokratyczne, rodzi pokusę, by uznać, iż islam jako taki jest niekompatybilny z demokracją. Nie zgadzam się z tą konkluzją. Obecne niedole muzułmanów są raczej odbiciem pewnych okoliczności historycznych, a nie immanentnych cech islamu. Innymi słowy, islam, tak jak wszystkie religie przednowożytne, jest niedemokratyczny z ducha. Ale w tym samym stopniu co one może rozwinąć się tak, by zaakceptować demokrację.

Dla żadnej religii ewolucja taka nie jest łatwa. Jeśli za początek przemiany chrześcijaństwa uznamy ogłoszenie przez Marsyliusza z Padwy dzieła „Defensor pacis” (1324 r.), to pogodzenie się z demokracją zajęło następnie Kościołowi sześć stuleci. Dlaczego więc przemiana islamu miałaby się odbyć łatwiej i szybciej?

Aby islam stał się spójny z demokratyczną praktyką, niezbędne będą głębokie zmiany w jego interpretacji. Sednem problemu jest jego antydemokratyczne prawo szariatu. Powstałe ponad tysiąc lat temu zakłada istnienie autokratycznych władców i uległych poddanych, stawia wolę Boga ponad suwerennością ludu, a także nawołuje do świętej wojny w celu poszerzenia granic wiary. W sposób niedemokratyczny uprzywilejowuje muzułmanów w stosunku do niemuzułmanów oraz mężczyzn w stosunku do kobiet.

Jeśli muzułmanie mają zbudować sprawne demokracje, muszą zasadniczo odrzucić publiczne aspekty szariatu. Wprost dokonał tego Atatürk w Turcji, inni podchodzili do problemu w sposób bardziej zniuansowany. Sudański uczony Mahmud Muhammad Taha poradził sobie z publicznym prawem islamskim, reinterpretując Koran.

Wysiłki Atatürka oraz idee Tahy zakładają, że islam wciąż się rozwija. Jak to plastycznie ujął profesor filozofii z Uniwersytetu Kairskiego Hassan Hanafi – Koran „to supermarket, z którego bierze się, co się chce, a zostawia to, czego się nie chce”.

Problem islamu polega nie tyle na tym, że jest antynowoczesny, lecz że proces jego modernizacji ledwo się rozpoczął. Muzułmanie mogą zmodernizować swoją religię, ale to wymaga znacznych zmian: należy odrzucić świętą wojnę w celu narzucania władzy islamu, obywatelstwo drugiej klasy dla niemuzułmanów oraz karę śmierci za bluźnierstwo i apostazję. Trzeba za to przyswoić swobody jednostkowe, prawa obywatelskie, suwerenność ludu, równość wobec prawa oraz wybory ciał przedstawicielskich.

Na drodze takich przemian stoją jednak dwie przeszkody. Wielką wagę, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, zachowują więzy plemienne. Jak wyjaśniał Philip Carl Salzman w niedawno wydanej książce „Kultura i konflikt na Bliskim Wschodzie”, więzy te budują złożoną konstrukcję autonomii plemiennej i centralizmu, które blokują rozwój konstytucjonalizmu, rządów prawa, równości płci oraz innych warunków koniecznych dla istnienia demokratycznego państwa. Na skalę globalną przeszkodę dla demokracji tworzy prężny ruch islamistyczny. Jego celem jest przeciwieństwo reformy i modernizacji – dąży do ustanowienia z powrotem całkowitego panowania szariatu. Bojownik dżihadu w rodzaju Osamy bin Ladena wyraża ten cel bardziej otwarcie niż należący do establishmentu politycznego turecki premier Recep Tayyip Erdogan – ale obaj chcą zbudować ład z gruntu antydemokratyczny, jeśli nie całkiem totalitarny.

Islamiści reagują na demokrację w dwojaki sposób. Po pierwsze zarzucają, że nie jest islamska. Założyciel Bractwa Muzułmanów Hasan al Banna uważał ją za zdradę wartości islamskich. Telewizyjny kaznodzieja znany z ekranów al Dżaziry Jusuf al Kardawi twierdzi, że wybory to wymysł heretyków. Pomimo tej pogardy islamiści z chęcią sięgają po wybory, aby przejąć władzę, i dali dowód swej zręczności w pozyskiwaniu głosów. Nawet organizacja terrorystyczna, jaką jest Hamas, wygrała wybory. Nie czyni to z islamistów demokratów, ale wskazuje na ich taktyczną gotowość do dostosowania się. Premier Erdogan w chwili szczerości wyjaśnił: „Demokracja jest jak tramwaj. Kiedy dojeżdżasz do swojego przystanku, wysiadasz”.

Ciężką pracą można sprawić, że islam stanie się demokratyczny. Do tego jednak czasu islamizm stanowić będzie czołową siłę antydemokratyczną na świecie.

Autor jest politologiem, analitykiem i specjalistą ds. bliskowschodnich; kieruje założonym przez siebie w 1994 r. ośrodkiem badawczym Middle East Forum, publikuje na łamach m.in. „The New York Times” i „Wall Street Journal”, komentuje także wydarzenia w świecie islamskim w telewizji BBC.

Frederic L. Pryor ze Swarthmore College konkluduje swoją analizę zatytułowaną „Czy kraje islamskie są mniej demokratyczne” stwierdzeniem: „We wszystkich krajach, z wyjątkiem tych najbiedniejszych, islam jest skojarzony z niedostatkiem praw politycznych”.

To, że kraje o większości muzułmańskiej są mniej demokratyczne, rodzi pokusę, by uznać, iż islam jako taki jest niekompatybilny z demokracją. Nie zgadzam się z tą konkluzją. Obecne niedole muzułmanów są raczej odbiciem pewnych okoliczności historycznych, a nie immanentnych cech islamu. Innymi słowy, islam, tak jak wszystkie religie przednowożytne, jest niedemokratyczny z ducha. Ale w tym samym stopniu co one może rozwinąć się tak, by zaakceptować demokrację.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał