Kiedyś ojcowie stawiali martenowskie piece, a teraz siedzą całymi dniami w szklanych wieżach biurowców. Co pan o tym sądzi?
Mam bardzo poważny problem ze zdefiniowaniem prawidłowej sytuacji rodzinnej. Prawdopodobnie powinno być tak, że rodzice są z dziećmi. Ale w innych kulturach ojciec ma 12 żon i kilkadziesięcioro dzieci. Jody Foster woli mieć dziecko sama, bez męża.
Jest chyba lesbijką.
Może jest. Ale nie trzeba być gejem, żeby nie czuć się dobrze w tradycyjnej rodzinie. Myślę, że człowiek nie jest wierny z natury. Wierność jest wypracowana. Tak było ze mną. Moje życie dowiodło, że późniejszy ożenek – pobraliśmy się z Gusią, kiedy miałem 35 lat – to dla takiego typa jak ja, a i mojej żony, sytuacja idealna. Myśmy się wyszumieli, nas byle co nie zwiedzie. Dużo wiedzieliśmy o życiu i o naszych oczekiwaniach. Znaliśmy swoje wady i zalety. To dyscyplinowało mnie przy wyciąganiu dalszych wniosków i podejmowaniu decyzji, że będziemy mieli dziecko.
Rozwód nie wchodzi w grę?
Rozumiem, że ludzie się rozwodzą, żeby się nie katować. Ale wszyscy, którzy mają dzieci, powinni wiedzieć, że właśnie one są największą ofiarą rozwodów. Doświadczyłem tego na własnej skórze. I wiem, że dziecko musi mieć dom, w którym znajduje oparcie. Rozwody w zdecydowanej większości pozbawiają dzieci pewności siebie, poczucia wartości.
Co z ludźmi ze szklanych biur?
To jest dramat, który na szczęście mnie nie dotyczy. Żyję sprawami duchowymi, cieszę się, że mi jeszcze za to płacą. Muzycy polujący na pieniądze muszą bryzgać krwią na lewo i prawo, każdego dnia. Nie wiem, jaką mogą mieć satysfakcję, gdy wracają do domu z dużą kasą, a nie potrafią się porozumieć z dziećmi i muszą kupować ich miłość coraz droższymi zabawkami.
Muzyka pop zdegradowała się w nowej rzeczywistości czy wyszlachetniała?
Dla mnie muzyka to zbiór dźwięków kreujący nowe formy przeżywania. Ale dla większości stała się towarem. Dawno nie słyszałem nowych piosenek, które by mnie zaskoczyły linią melodyczną, a kiedyś spadałem z krzesła z tego powodu trzy razy w tygodniu. Lubię Ewelinę Flintę, ale niech mi pan zanuci, co śpiewa. Kiedy występowałem w Opolu z piosenką Maryli Rodowicz „Jak harnaś umierał”, Wiesław Gołas wykonał „W Polskę idziemy”, Skaldowie – „Cała jesteś w skowronkach”, a wygrał „Korowód” Marka Grechuty. Kogo dziś obchodzi, kto teraz wygrał w Opolu?
W takich sytuacjach pocieszamy się Kazikiem, Nosowską, Waglewskimi, Raz Dwa Trzy.
To są bardzo dobrzy artyści, ale kto ich zastąpi za dziesięć lat? Doda, Feel? To nie są ludzie ze świata muzyki. Oni posługują się muzyką, jednak należą do świata ekscesów.
Feel to grzeczny zespół.
Obejrzałem ich podczas koncertu, na którym wręczałem jakąś nagrodę, i byłem zasmucony. Gdybym tak źle grał na instrumentach, nie założyłbym zespołu. Niestety chęć zarobienia pieniędzy spowodowała, że nieudacznicy sami komponują i piszą teksty, a dyrektorzy muzyczni stacji radiowych, którzy nadają ton w polskiej muzyce, są ludźmi wyzbytymi dobrego smaku. To oni dokonują wyboru, który polega na tym, że na antenę trafia chłopak uczesany na żel, ale tylko pod warunkiem, że komuś naubliżał. Moje pokolenie miało to do siebie, że owszem, Jan Borysewicz kiedyś wyrzucił telewizor przez okno, ale jest gwiazdą z innego powodu – on fenomenalnie gra na gitarze. Tak jak Wojciech Waglewski.
A pan coś jeszcze zagra?
Nagrałem ostatnio „Fire” Hendriksa z synem i mam z nim poważny kłopot, bo mówi, że chce ze mną nagrać nową płytę. Powiedziałem mu, że jak on zagra dobrze moją sztukę, ja z nim nagram dobrą płytę.
Na Perfect nie ma szans?
Nie chcę się na ten temat rozwodzić i nie chodzi o jakąś pokrętną taktykę. Równie dobrze mógłby mnie pan zapytać o dziewczynę sprzed 20 lat, której od tego czasu nie widziałem, a rozstaliśmy się z niesmakiem. Od ponad 20 lat nie mam żadnych stosunków z muzykami Perfectu i nie będę ich miał.
Nobody’s perfect?
Except me. Puenta należy do mnie i proszę nic nie dopisywać.
(1951) jedna z najważniejszych postaci polskiego rocka. W latach 70. był m.in. gitarzystą Maryli Rodowicz. Zasłynął jako lider Perfectu w najważniejszym okresie jego działalności. Lider sesji płytowej "I Ching”, w której wzięła czołówka polskiego rocka początku lat 80. Jej owocem było powstanie supergrupy Morawski Waglewski Nowicki Hołdys, która nagrała album „Świenie”. Solo wydał „holdys.com”. 5 i 6 lipca w Cetralnym Basenie Artystycznym w Warszawie odbędzie się prapremiera jego sztuki „Prawo McCoverna”.