Z tego zrobiła się autentyczna afera, bo w efekcie prezydent nie pojechał na szczyt Trójkąta Weimarskiego.
Na to nie miałam wpływu.
Ależ właśnie miała pani. Przedstawiła pani prezydentowi tekst i nadała mu pani rangę.
Moim obowiązkiem jest informować prezydenta. Nie mogę ukrywać informacji przed prezydentem, bo to by była cenzura i manipulacja.
Miała pani poczucie, że sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli? Że reakcja prezydenta i koszty polityczne są niewspółmierne do znaczenia tekstu z tej gazety?
Przypominam, że prezydent nie pojechał na szczyt, bo był chory.
To jest wersja oficjalna, że dlatego nie pojechał. Nieoficjalnie, jak wiadomo, okazał w ten sposób swoje oburzenie. Potem jeszcze polska prokuratura wszczęła postępowanie wobec tej gazety. Panopticum.
Nie pojechał na szczyt, bo był chory.
Różne osoby w Kancelarii Prezydenta i jej otoczeniu mówią – niestety, nigdy pod nazwiskiem – że wprawia pani prezydenta w nieustanne poczucie zagrożenia, bo wtedy pani wydaje się mu jeszcze bardziej godna zaufania.
Anonimowość tych wypowiedzi podważa ich wiarygodność. Nawiasem mówiąc, gdybym wprawiała nieustannie prezydenta w poczucie zagrożenia, prezydent nie wygrałby wyborów prezydenckich. Uczestniczyłam w jego kampanii przez ostatnie pięć tygodni non stop.
Ale nie mówimy o kampanii, tylko o ponad dwóch latach prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Ma niskie notowania i sporo jest opinii o jego zamknięciu się w Pałacu, o jego przeświadczeniu, że świat zewnętrzny jest wrogi.
Nie odniosłam takiego wrażenia, by prezydent był zamknięty w Pałacu i uważał, że świat jest wrogi. Wręcz przeciwnie.
Ale prasa jest wroga?
Prasa oczywiście bywa czasem nieprzychylna i nadmiernie krytyczna wobec prezydenta.
Obsesje na temat zagrożeń i spisków – to kolejna rzecz, którą zarzuca się pani w tekstach o Kancelarii. I ma pani zarażać nią prezydenta.
Bzdury. Gdybym miała obsesje zagrożeń i spisków, to żaden z szefów służb specjalnych by ze mną nie współpracował.
Albo wręcz przeciwnie. Bardzo chętnie by z panią współpracował, bo wiedziałby, jak to panią interesuje i jak w związku z tym można panią i pośrednio prezydentem manipulować.
Absurd. Nie daję sobą manipulować, a z całą pewnością prezydent nie jest podatny na manipulację. Informacja to jest coś, czym się zajmuję przez lata. Realnie oceniam sytuację i twardo chodzę po ziemi.
Przykładem tej obsesji miało być to, że jak amerykański satelita miał spaść, to chciała pani powoływać specjalną komisję, która miała przygotować plan ochronny Polski.
To nieprawda.
Skąd się biorą pani zdaniem takie informacje?
Proszę spytać tych anonimowych źródeł, jeśli one istnieją. Zresztą dziennikarze najczęściej pisali o mnie teksty, nie zwracając się do mnie o wypowiedź.
Ale są też fakty, które dowodzą, że to z panią na przykład prezydent się bardziej liczy niż z Elżbietą Jakubiak, która musiała po konflikcie z panią odejść z Kancelarii.
Kancelaria Prezydenta to takie samo miejsce pracy jak każde inne. Jedni ludzie lubią się bardziej, inni mniej. W funkcjonowaniu urzędu prezydenta naprawdę nie jest istotne, czy jakieś dwie panie się lubią, czy nie.
Ale w pewnym momencie, jak się zdaje, dla funkcjonowania urzędu prezydenta to było kluczowe.
Nigdy to nie było kluczowe. Elżbieta Jakubiak miała swoje zadania, a ja swoje. I my sobie w drogę nie wchodziłyśmy.
To skąd te opowieści o płaczach, histeriach, awanturach i trzaskaniu drzwiami? Wszystkie wróble o tym ćwierkały.
Tylko że to nieprawda, w każdym razie mnie to nie dotyczyło. Raz w życiu publicznie płakałam. To było, gdy po kampanii w wieczór wyborczy świętowaliśmy zwycięstwo i wtedy za prezydentem na scenę pobiegła cała chmara ludzi, a ja zostałam gdzieś z boku.
I prezydent dziękował wszystkim, a pani nie.
Tak, i wtedy zrobiło mi się przykro. Te łzy były też skutkiem ogromnego zmęczenia, po kilkudziesięciu dniach niesłychanie intensywnej kampanii.
Zaprocentowały stanowiskiem w Kancelarii.
Twierdzi pani, że prezydent miał wyrzuty sumienia i z tego powodu zostałam ministrem w Kancelarii. To obraźliwe dla prezydenta i dla mnie. Wyszłam z propozycją powołania zespołu zajmującego się przetwarzaniem informacji, a prezydent przystał na jego powstanie. Głowie państwa potrzebni są ludzie przetwarzający informacje, bo takie są wymogi nowoczesnego państwa.
Kolejną osobą, która miała odejść przez panią z Kancelarii, miała być Anna Fotyga.
A ja czytałam w prasie, że odeszła przez przyjście do kancelarii Witolda Waszczykowskiego.
Był konflikt między panią a Anną Fotygą?
Nie było. Ja w ogóle nie jestem konfliktowa. Mogę się różnić w opiniach z jakimiś ludźmi i wtedy mówię wyraźnie, że mam inne zdanie, ale nigdy nie twierdziłam, że tylko ja mam rację. Uważam, że wszystko trzeba rozważyć i przeanalizować. Zastanowić się, z czego coś wynika, pomyśleć o możliwych reakcjach, no i warto przewidzieć skutki tych reakcji.
Anna Fotyga tego nie chciała robić?
Nie mówię, że nie chciała. W ogóle nie mówię, że był jakiś konflikt między mną a minister Anną Fotygą czy między mną a Elżbietą Jakubiak. Być może jakieś osoby postrzegały te relacje jako konflikt, ja tego tak nie odbierałam.
Teraz zostały w Kancelarii dwie kobiety w randze ministra. Ale pani Ziomecka popracuje tu jeszcze trochę?
To są niestosowne żarty.
Nowy szef Kancelarii Piotr Kownacki mówi, że chce pokazać prezydenta, jakim jest naprawdę. I że to odwróci niskie notowania. Myśli pani, że to się uda?
Oczywiście, że tak. Prezydent jest innym człowiekiem, niż media go przedstawiają. Jest mężem stanu, jak napisał niedawno we „Wprost” Marek Migalski, co tak dobrze było widać na wiecu w Tbilisi. Ten prawdziwy obraz powinien dotrzeć do świadomości zwykłych Polaków, ale i do dziennikarzy oraz publicystów. Media traktują prezydenta niesprawiedliwie, wyolbrzymiają najdrobniejsze potknięcia, nie skupiają się na istocie sprawy. Zajmują się sztucznymi konfliktami, wydumanymi kłótniami. To, że Lech Kaczyński jest prezydentem po to, by realizować swoją wizję Polski na arenie międzynarodowej, by zapewnić Polsce odpowiednie miejsce w Europie, dostosowane do wielkości państwa i narodu, jest zupełnie pomijane albo przedstawiane w krzywym zwierciadle. Na przykład zrozumienie, że są starania, by tworzyć koalicje z różnymi państwami tak istotne dla naszej pozycji, wydaje się obce większości naszych publicystów. Widziałam to podczas szczytu NATO w Bukareszcie. Prezydent dzięki temu, że miał dobre relacje z przywódcami wielu państw, potrafił stworzyć koalicję, która zmusiła wszystkich przywódców do zmiany uzgodnionego już tekstu dotyczącego przyszłości Ukrainy i Gruzji.Trzeba też przypomnieć sprawę Gruzji. Gdyby nie prezydent i jego bezkompromisowość, Europa zajęłaby najprawdopodobniej inne, znacznie łagodniejsze stanowisko wobec Rosji. Nie byłoby pewnie nawet szczytu unijnego. To niezwykle ważne mieć taką moc sprawczą w polityce i Lech Kaczyński ją ma.
Na koniec wróćmy jeszcze do pani, bo nie daje mi to spokoju. Skąd właściwie się pani wzięła u boku prezydenta? Pochodzi pani z Kołobrzegu, z nauczycielskiej rodziny. Studia polonistyczne w Krakowie, potem dość szybka kariera w Warszawie, ale nie taka, by można było przewidzieć, że będzie pani prezydenckim ministrem. Jeszcze bardziej błyskawiczną karierę zrobił pani brat Jacek Krawiec, dziś wiceprezes Orlenu, wcześniej już w wieku 31 lat obsadzony przez rząd AWS na stanowisku prezesa strategicznej państwowej centrali metalami kolorowymi Impexmetal. Ktoś państwa wspiera?
Nie proszę pani. Nie bardzo wiem, co pani sugeruje, i chyba nawet nie chcę wiedzieć. Oboje: brat i ja, szukaliśmy swoich dróg na własną rękę. Ja studiowałam w Krakowie, brat w Poznaniu. Brat został wiceprezesem Orlenu za rządów PO i ani PiS, ani prezydent nie mieli z tym nic wspólnego. Zresztą nie jest prawdą, że mój brat był prezesem Impexmetalu z ramienia Skarbu Państwa. Był kandydatem inwestorów finansowych. Bezpośrednio przed pracą w Impexmetalu był zatrudniony w Banku Inwestycyjnym Nomura w Londynie.Pracę zawodową rozpoczęłam w „Gazecie Krakowskiej”, potem był Departament Studiów Strategicznych. MON, stypendia zagraniczne, specjalizacja w tematyce bezpieczeństwa. Moja kariera, gdy jej się bliżej przyjrzeć, jest dość konsekwentna. Czasem to nie układy, ale zdolności i determinacja pomagają w osiąganiu celu.