Jeśli ktoś oglądał grafiki przedstawiające szwoleżerów pod Somosierrą z lancami, autor wyprowadzi go z błędu: tej broni zaczęli używać dopiero rok później. Gdy pod Wagram starli się w bratobójczej walce z polskimi ułanami z armii austriackiej („Wyzywali się najgorszymi słowami”), jak pisze Nieuważny, wcale nie wyrywali im z rąk lanc. To tylko legenda.
Znaczną część służby spędzili szwoleżerowie w Hiszpanii, biorąc udział w zwalczaniu partyzantki, ale także romansując z Hiszpankami i tańcząc bolero. Jak pisze Nieuważny, okrucieństwo wojny w Hiszpanii łagodzone było niekiedy przez wspólną dla Polaków i Hiszpanów wiarę.
Szwoleżerowie, czyli lekkokonni, po Somosierze wsławili się jeszcze nieraz. W 1812 roku w Rosji pod Horodnią zagrożony pojmaniem przez kozaków Napoleon schronił się wśród Polaków. Pod Lipskiem szwoleżer Jankowski „w pięć minut za cenę pięciu zabitych zegnał z pola pruski batalion i schwytał dowódcę”. Pod Berry au Bac Skarżyński zajął szarżą most. W 1814 roku, jak wspominał jeden ze szwoleżerów, „cesarz polował nami jak chartami (...) uciekać było hańbą, gonić i bić – uciechą”. Szwoleżerowie jako szwadron Elby towarzyszyli Napoleonowi na wygnaniu. Byli z nim do końca, do Waterloo.
Andrzej Nieuważny przypomina, że do zbiorowej wyobraźni wprowadzili szwoleżerów Kossakowie. Miała powstać nawet panorama szarży pod Somosierrą, ale carski generał-gubernator zapowiedział, że nie zgodził się na jej wystawienie, i pomysł upadł. Pozostały szkice olejne Wojciecha Kossaka pokazujące, że dotychczasowe przedstawienia terenu bitwy były fantazjami batalistów malujących „pejzaże raczej do turni tatrzańskich zbliżone”. Piórem rozsławili szwoleżerów w swych powieściach Wacław Gąsiorowski („Huragan”, „Szwoleżerowie gwardii”) i Walery Przyborowski („Szwoleżer Stach”). Chlapnęli na nich błotem w latach 60. ubiegłego wieku tak zwani szydercy, utrzymujący, że szarża była wykwitem szalonego, niepotrzebnego i krwawego bohaterstwa (kozietulszczyzna), aż szwoleżerów musiał wziąć w obronę – niebezinteresownie zresztą – komunistyczny pułkownik Zbigniew Załuski. A potem przypomniał o nich swym świetnym piórem Marian Brandys w „Kozietulskim i innych” oraz „Końcu świata szwoleżerów” opisującym losy napoleońskich weteranów w Królestwie Polskim.
Szwoleżerowie byli jedną z kilku polskich formacji w służbie Napoleona. Andrzej Nieuważny opisuje w omawianej książce także grenadierów, eklererów i tatarów. Na 86 barwnych planszach przedstawił wszystkich Ryszard Morawski.