Nie wierzę, że każdy blokers ma duszę

Z Xawerym Żuławskim rozmawia Jacek Cieślak

Publikacja: 22.05.2009 20:36

Xawery Żuławski

Xawery Żuławski

Foto: filmpolski.pl

[b]Rz: Pierwszym ważnym filmem mówiącym o tym jak rodziła się nowa Polska po 1989 r. były „Psy” Waldemara Pasikowskiego. Ubecy palili teczki i zakładali mafię. Pan pokazał jak wygląda Polska dwadzieścia lat później. Nie ma PRL, ale jest homo sowieticus. W blokowiskach trwa konsumpcja amfy, discopolo, hip hopu i gothic rocka. Tylko nadziei nie ma. [/b]

I tak można rozumieć „Wojno polsko-ruską”. Ale na szczęście i na nieszczęście, proza Doroty Masłowskiej, także film, który nakręciłem — są wieloznaczne. Moim zdaniem, pisanie Doroty sięga korzeni literatury polskiej. Mam wrażenie, że demonstruje sposób patrzenia na kraj, na nas — przez pryzmat wyobraźni, satyry i autoironii. To cechowało również Witkacego i Gombrowicza.

To jest bardzo polski, niepodrabialny język sztuki — wolny, niczym nieograniczony.

[b]Pan mówi o formie — ja o temacie. A nie pokazuje pan przecież kwitnącej krajowej firmy, która nie przerwała eksportu pomimo kryzysu, dba o pracowników, wybudowała dla nich mieszkania, a dla dzieci przedszkole. Tej wizji Polski szczęśliwej w pana filmie nie ma. [/b]

Na pewno podążałem za tym, co napisała Dorota. A mogę powiedzieć, że to nie ja sięgnąłem po książkę — tylko książka po mnie. Zadzwonił w kieszeni telefon. Dzwonił Jacek Samojłowicz, producent filmowy, który kupił prawa do ekranizacji „Wojny polsko-ruskiej” i zaproponował mi reżyserię. Dziś mogę żartować, że książka Doroty Masłowskiej kazała mi się wyreżyserować i to w formie, w jakiej film powstał. Musiałem odpuścić własne pomysły. Nie mogłem powiedzieć, że w książce nie ma gotowego scenariusza. Musiałem tylko przetłumaczyć jej kod na język obrazu. A teraz powiem coś, co pana pewnie zaskoczy. Oglądałem film i to wiele razy. I powiem panu — między nami — że tam żadnego blokowiska nie ma.

[b]Tylko Polska? [/b]

Nie dam się łapać za słowa. Ludzie widzą różne rzeczy. Jest wolność i demokracja — dajmy im prawo. Mogę tylko dodać pytanie: czy aby na pewno, to co widzimy jest prawdą?

[b]Ależ pan tajemniczy! [/b]

Chodzi o to, że film, tak jak proza Masłowskiej, wymyka się prostym kwalifikacjom i ciągle zaskakuje.

[b]Niech pan poda przykład. Czy możemy powiedzieć na sto procent, że bohaterowie wciągają amfetaminę?[/b]

Wciągają.

[b]Ale co wciągają? Może to „Bielinka”? A może Dorota Masłowska podsuwa Silnemu, który jest kukiełką, różne rekwizyty do odkrycia. Konstrukcja jest szkatułkowa. Kolejny sceny to pudełko w pudełku, film w filmie, sen we śnie. [/b]

Postpeerelowski mutant z amerykańskimi gadżetami. Trzeba się zapytać, czy są tacy ludzie?

[b]Są? [/b]

Silnych jest trochę. Jednak Silny nie jest typowym degeneratem, kibolem, blokersem — jest wrażliwy. Miejmy nadzieje, że we wszystkich blokersach kołacze się dusza.

[b]Wierzy pan w to? [/b]

Do końca nie.

[b]Pokazuje pan pokolenie sierot — porzuconych przez rodziców, polityków, szkołę, społeczeństwo. Silny wraca do domu, a matka wyjechała. Jest jeszcze Internet i gry komputerowe. Nic więcej takim jak on nie zaproponowano. [/b]

Wybory Miss osiedla sponsorowane przez lokalnego biznesmena pokazują, że metody załatwiania spraw się nie zmieniły — targów dobija się łóżku i pod stołem. To analiza mikrospołeczeństwa. Rączka rączkę myje. System się zmienił, ale zasady gry nie. Nabijamy się z tego.

[b]Wyreżyserował pan też trzy odcinki „Pitbula”, najczarniejszego filmu o naszej współczesności. [/b]

Patryk Vega znalazł świetną formę do opowiedzenia historii policyjnych. Ta stylistyka jest najbliżej prawdy, jeśli chodzi o zachowania policji, na które wpływa obyczajowość przestępców. Odbywałem konsultacje przed realizacją filmu z wieloma policjantami. Mówili, że jest źle — tylko nie o wszystkim się mówi. Odcinki, które reżyserowałem nie były popisem mojego cynizmu.

[b]Czy można zrobić pozytywny film? [/b]

A „Wojna polsko-ruska” nie jest taka?

[b]Jest wołaniem o pomoc przegranego pokolenia, które urodziło się po 1989 r. [/b]

Tylko kto tej pomocy udzieli? Chyba my sami musimy. Pozytywne jest to, że powstała nowa forma filmowa. Stawia wyżej poprzeczkę. Okazuje się, że można robić porządne filmy zainscenizowane w oryginalny sposób. Artystyczne.

[b]Zrobił pan film, który jest zwariowaną karuzelą form. Z każdego krzesełka widać inaczej i co innego.[/b]

Proszę sobie wyobrazić ten sam film nakręcony w Wejherowie, gdzie urodziła się Masłowska, zrobiony kamerą DVD z udziałem tak zwanych prawdziwków, czyli autentycznych ziomali. Może by i powiedzieli tekst, powciągali na klatce bielinkę, ale po pół godzinie mielibyśmy „enough”. Wielu by powiedziało: a co mnie obchodzi ten dresiarz, niech się zaćpa na śmierć. Tymczasem Borys Szyc nie jest taki czarno-biały, nie jest jednoznaczny, dlatego podążamy jego śladem.

[b]Bardzo piękna jest scena w łazience, kiedy Andżela mówi wiersz o samotności jej pokolenia, braku miłości. Ludzie, o których można pomyśleć, że są półmózgami — wzruszają się. [/b]

Sami chcieliby taki wiersz napisać. Czyż to nie wzruszające?

[b]Spotyka się pan z takimi ludźmi? [/b]

Sam taki byłem. Wszystko miałem gdzieś. Szło się przed siebie. Może się do domu wróciło, może nie.

[b]Żużlował pan? [/b]

Oczywiście. Wypływałem z domu na ogół koło środy i to był początek weekendu. Wracałem w poniedziałek.

[b]I co pan robił?[/b]

Zależy o jakich czasach mówimy. Przed telefonami komórkowymi trzeba się było udać do miejsc, gdzie można było spotkać ziomków i kolegów. Zaczynało się od sklepów, gdzie rzucili piwko. Tam musieliśmy się spotkać. Przeważnie był to szlak orlich gwiazd nad Wisłą.

[b]Czyli budki, których już nie ma. [/b]

Tak było pod koniec lat 80. Później były komórki, piwo i organizacja koncertów. Był boom na muzykę hard corową — fuzję punku, metalu, reggae. Słuchałem Biohozard, Bad Brains.

[b]Jakie miał pan wrażenia w PRL? [/b]

Że komuna jest do dupy. Wyssałem to z mlekiem matki.

[b]A mama nie dzwoniła do pana, jak pan żużlował? [/b]

No nie. Ojca nie było, a mój ojczym mówił, że trzeba dać mi spokój, że muszą mi zaufać.

[b]I co?[/b]

Na pewno nadużyłem ich zaufania.

[b]I też pan da pan swoim dzieciom taką wolność? [/b]

Nie wiem. To dla mnie problem. Są też inne trudne sprawy związane z wartościami. Nam było łatwo wybrać między popem a sztuką niezależną. Dziś pop jest wszędobylski, wszędzie się wciska dzieciakom w głowy. A prawdziwa alternatywa nie istnieje w mass mediach. Czy moje dzieci dotrą do wartościowych projektów? Czy im pop zeżre mózgi?

[b]A co z panem? Produkcja filmu mało ma wspólnego z alternatywą.[/b]

To prawda. Dlatego mam nadzieję, że za chwilę zniknę.

[b]Na szlaku orlich gniazd? [/b]

(śmiech). Raczej zajmę się dziećmi, pojedziemy z przyczepą na wakacje. Na pewno zejdę z afisza. Najbardziej w zawodzie interesuje mnie robienie filmów, pisanie scenariuszy. Najmniej świecenie twarzą na premierach. Splendory są beznadziejne. Nie potrzebne nerwy. Dorota Masłowska dobrze określiła to zjawisko — psychopatologia bycia sławnym.

[b]Czy mógł pan wyjechać z Polski? [/b]

Kiedy miałem 11 lat w Polsce nie działo się dobrze, a tata był w Paryżu. Przez długą część życia jeździłem do Francji. I wracałem. Najdłuższy pobyt u ojca trwał 4 lata. Starałem się żyć we Francji. Miałem nawet dziewczynę Francuzkę. W końcu zorientowałem się, że można mówić po francusku tak jak po polsku i nic z tego nie wynika: nie da się wyrazić polskiego ducha po w obcym języku. Kiedy chciałem dziewczynie opowiedzieć dowcip lub co mi się śniło — miałem problem. I ciągnęła mnie Polska. Dom. Koledzy.

[b]Musiał pan wybierać między mamą i tatą?[/b]

Na szczęście nie. Ale takie sytuacje nie są łatwe dla dzieciaka. Przeżywałem to. Tęskniłem. Nienawidzę tęsknić. Jako ojciec jestem obsesyjnie nastawiony do rozstań z dziećmi. Ciężko mi to przychodzi. Wiem, co mogą czuć. Na szczęście mają chyba poczucie bezpieczeństwa, że nic się nie zdarzy.

[b]Co zawdzięcza pan ojcu?[/b]

To, że noszę wspaniałe nazwisko i że był dla mnie wielką tajemnicą. Nigdy nie zabierał mnie na plan filmowy, tylko wysyłał do kina. Tak zacząłem marzyć, żeby być reżyserem. Zaskoczyłem go moim wyborem pójścia do szkoły filmowej. Widziałem jego wielkie zdziwienie. Zrobił mi wykład. Przestrzegał, że nie może mi zagwarantować talentu i czy mi się uda — że muszę być przygotowany na rozczarowanie.

[b]Był pan blisko. [/b]

Debiutancki „Chaos” robiłem 5 lat. Nazwisko sprawiało, że większe było zainteresowanie projektem, a jednocześnie — dystans i krytyka. Producenci obawiali się, że będę miał „fiubzdziu” w głowie. No i mojego grubego scenariusza. Na szczęście pracowałem dużo jako drugi reżyser i znalazłem współpracowników, którzy mi zaufali. Na premierę przygotowano cztery kopie. Zarzucono mi, że film jest naiwny. Ale wciąż się przebija na festiwalach i przeglądach. Mam sygnały od młodych ludzi, że do nich trafia. Bo to film nakręcony ku chwale młodości.

[b]Scenariusz odrzucił panu Has. [/b]

Trzy razy. Przypominał już wtedy schorowanego Leonida Breżniewa. Zanim coś powiedział, musiał wypalić pięć papierosów i odkasłać sto wcześniejszych. Nie można było się od niego nic dowiedzieć. Położył mój scenariusz na stole i odsuwał go powoli milimetr po milimetrze od siebie w moim kierunku. Potem zrobił dziwną minę. Moim mistrzem w szkole był Piotr Szulkin. Zaakceptował scenariusz, tylko brakowało podpisu rektora, czyli Hasa. W końcu musiałem się rozstać ze szkołą.

[b]A zrobił pan współczesne „Sanatorium pod klepsydrą”. [/b]

Tak jak Dorota Masłowska nawiązuje do najlepszych tradycji polskiej literatury, tak ja do „Sanatorium pod klepsydrą” i „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. No to starczy chyba już tej autopromocji?

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,304875.html]zobacz galerię zdjęć a filmu[/link][/b]

[b]Rz: Pierwszym ważnym filmem mówiącym o tym jak rodziła się nowa Polska po 1989 r. były „Psy” Waldemara Pasikowskiego. Ubecy palili teczki i zakładali mafię. Pan pokazał jak wygląda Polska dwadzieścia lat później. Nie ma PRL, ale jest homo sowieticus. W blokowiskach trwa konsumpcja amfy, discopolo, hip hopu i gothic rocka. Tylko nadziei nie ma. [/b]

I tak można rozumieć „Wojno polsko-ruską”. Ale na szczęście i na nieszczęście, proza Doroty Masłowskiej, także film, który nakręciłem — są wieloznaczne. Moim zdaniem, pisanie Doroty sięga korzeni literatury polskiej. Mam wrażenie, że demonstruje sposób patrzenia na kraj, na nas — przez pryzmat wyobraźni, satyry i autoironii. To cechowało również Witkacego i Gombrowicza.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą