Śmierć Jerzego Makowieckiego oraz Ludwika Widerszala – żołnierzy Biura Informacji i Propagandy KG AK – należy do najbardziej znanych morderstw politycznych okresu okupacji hitlerowskiej w Polsce. Obecny stan wiedzy upoważnia nas do wskazania m.in. Witolda Bieńkowskiego jako inspiratora zbrodni, a jako nieświadomych wykonawców – żołnierzy oddziału „Andrzeja Sudeczki”, związanego z kontrwywiadem AK, następnie z Państwowym Korpusem Bezpieczeństwa. Ostatnio inne zdanie w tej kwestii wyrazili na łamach „Rzeczpospolitej” historycy Marek Strok i Mariusz Olczak. Bez wskazania choćby poszlak sygnalizowali potrzebę rewizji poglądu na udział w planowaniu zabójstwa przez Bieńkowskiego i zaproponowali „alternatywną” wersję śmierci Makowieckiego oraz jego żony.
W opublikowanym 10 października w „Plusie Minusie” artykule Strok i Olczak starają się udowodnić, że Makowieckich zamordowali najprawdopodobniej szantażyści – funkcjonariusze Policji Kryminalnej (tzw. polskiego Kripo). Na dowód przytaczają dwa nieznane wcześniej meldunki Makowieckiego z 1944 r., które wysłał – jak piszą – do Wydziału Walki Cywilnej BIP. Wygląda na to, że autorzy nie orientują się, że Wydział Walki Cywilnej BIP w 1944 r. nie istniał, gdyż jesienią 1941 r. został przeniesiony do Delegatury Rządu, przeistaczając się w Kierownictwo Walki Cywilnej (od lipca 1943 r. Kierownictwo Walki Podziemnej).
W meldunkach odnalezionych przez Stroka i Olczaka mowa jest o „Karwidzie”, oficerze AK żydowskiego pochodzenia, który był szantażowany przez dwóch polskich policjantów. Sprawa ta – według Makowieckiego – miała się wiązać z jego bezpieczeństwem, gdyż „Karwid” znał jego miejsce zamieszkania. Strok i Olczak spekulują, iż „Karwid” mógł wydać kripowcom Makowieckiego, ratując swoje życie. Na podstawie opartej wyłącznie na domysłach hipotezie zarzucają oni szefostwu BIP bierność i – jeśli dobrze odczytuję intencje autorów – przyczynienie się do śmierci wysoko postawionego konspiratora, jakim był Makowiecki. Najwyraźniej jednak nie chcieli zauważyć, że Makowiecki pisał do KWP, a nie do szefa BIP płk. Jana Rzepeckiego! Autorzy artykułu „mrugają do nas okiem”, jakoby to właśnie on o śmierci Makowieckich mógłby powiedzieć najwięcej. Nie podają żadnych konkretów, cytując za to dla podparcia swej tezy powojenną wypowiedź Rzepeckiego: „Zagęszczało się wokół Makowieckiego. Makowiecki w 1944 r. bardzo zdenerwowany”. Ma to udowadniać, że Makowiecki bał się szantażystów.
Wiemy jednak, i to właśnie od Rzepeckiego, że jego podwładny bał się przede wszystkim kontrwywiadu NSZ, którego pracownicy stworzyli listy rzekomych zdrajców i „współpracowników komuny”. Na nich to, obok nazwiska Ireny Sendlerowej, Aleksandra Kamińskiego, umieszczono również Makowieckiego i Widerszala. Dla spadkobierców skrajnie prawicowego Obozu Narodowo-Radykalnego byli oni zdrajcami. Jeśli Strok i Olczak wiedzą coś o nieczystych intencjach Rzepeckiego, powinni to za pomocą dokumentów udowodnić. Rzucanie podejrzeń opartych na domysłach to dosyć oryginalna metoda badawcza. Metodę tę stosują również wobec szefa Centrali Służby Śledczej PKB Bolesława Kontryma, oskarżając go o spowalnianie śledztwa w sprawie szantażystów. Wniosek ten wyciągnęli na podstawie długiego okresu obiegu dokumentów między Makowieckim, Centralą Służby Śledczej a konspiracyjnym prokuratorem. Zarzut ten jest chybiony. W warunkach konspiracji, przy łączności opartej na łączniczkach i skrzynkach kontaktowych, obieg dokumentów był z reguły bardzo powolny. Być może jednak Strok i Olczak wiedzą coś więcej na temat intencji Kontryma, ale z dokumentów przez nich prezentowanych to nie wynika.
Strokowi i Olczakowi należą się słowa uznania, że odnaleźli meldunki pisane ręką Makowieckiego. Niestety, ich rozumowanie idzie pod prąd przyjętej w nauce historycznej metodzie. Na przykład dla udowodnienia swej tezy spekulują, że gdyby to żołnierze „Sudeczki” porwali Makowieckich , to mogliby oni próbować uciec z samochodu. Dodają, że przy kripowcach nie mieli jednak szans i dlatego nie podjęli tego ryzyka. Ciekawe, skąd autorzy wiedzą, co zrobiliby sterroryzowani bronią ludzie i dlaczego bardziej mieliby się bać policjantów niż żołnierzy dywersji.