Sztuka karmiona nienawiścią

Porządni ludzie nie potrzebują sztuki, która wytrąca z błogostanu. Nie wiedzą, czy raczej nie chcą wiedzieć, że czasem wściekłość płynie z rozpaczy

Aktualizacja: 25.02.2010 08:25 Publikacja: 20.02.2010 14:00

Sztuka karmiona nienawiścią

Foto: ROL

Pięć lat temu został zamordowany malarz Zdzisław Beksiński. Ot tak. Ze złości. Odmówił niewielkiej pożyczki synowi znajomego. Stary kutwa został ukarany: dostał 17 pchnięć nożem. – Wykrakał sobie – skomentował ktoś. – Robił takie makabryczne obrazy. Prowokował los.

11 lutego topowy projektant mody Alexander McQueen się powiesił. Nie wszyscy go żałowali. – Gej, sadysta, miał nie po kolei w głowie, przebierał kobiety za dziwadła.

40 lat temu piosenkarka Janis Joplin odeszła z tego świata w wyniku zatrucia heroinowo-morfinowego. – Kolegowała się z mętami – mówili dobrzy ludzie. – Zakompleksiona, wrzeszcząca ćpunka. Nieprzystosowana do życia w społeczeństwie.

Porządni obywatele nie czują psychicznego dyskomfortu, gdy docierają do nich takie wiadomości. Uważają, że anarchistów wszelkiej maści zasłużenie spotyka kara. Porządni ludzie nie uznają agresji. Tym bardziej nie potrzebują sztuki, która wytrąca z błogostanu. Nie wiedzą, czy raczej nie chcą wiedzieć, że czasem wściekłość płynie z rozpaczy. Nie rozumieją, że złość bywa ostatnią deską ratunku przed apatią i depresją. I że kreacja może być krzykiem z poczucia bezsilności.

Nienawiść napędza głównie ludzi młodych. Wiek średni miesza gorycz z ironią. Starość idzie pod rękę z rezygnacją. Popatrzcie na małolatów – skaczą do gardeł, miotają się, kopią. Myślą, że protestem coś osiągną. Jacy śmieszni, jacy naiwni! Pobrykają, rozczarują się i osiądą na tyłkach. Tak było zawsze.

[srodtytul]Ucieczka z matni[/srodtytul]

"Nienawidzę ludzi nieudolnych i bezsilnych (…) Nienawidzę durniów udających pogardę, tępaków wołających, że nasza sztuka i literatura umierają piękną śmiercią. (…) Nienawidzę chamów, którzy nas pouczają, pedantów i nudziarzy, którzy odmawiają praw życiu".

Ten werbel niechęci i wzgardy dla ludzkiej małości rozbrzmiewa w słynnym tekście 26-letniego Emila Zoli pod znamiennym tytułem „Moje nienawiści”.

Gdyby Mia, bohaterka filmu „Fish Tank”, umiała wyrazić swe uczucia, pewnie krzyczałaby podobnie. Bo ona też nienawidzi. Jednocześnie boi się. Przeczuwa przyszłość, jaka ją czeka: kopia życia matki. Slumsowate blokowisko, przygodni mężczyźni, a jak nie będzie uważać, to także samotne macierzyństwo.

Mia jest nieprzystosowana jak Janis Joplin. Odreagowuje samotność i frustrację poprzez taniec. W samotności ćwiczy hip-hopowe figury, jeszcze na nic nie licząc. Że w tym jest wartość i szansa na wyrwanie się z dołów, uświadamia jej pewien mężczyzna. Za kilka komplementów i iluzję czułości Mia gotowa jest mu dać, co ma najlepszego. Kiedy odkrywa cynizm drania, mści się na nim w sposób, który podpowiada jej instynkt. Chce uderzyć w to, co on prawdziwie kocha: porywa kilkuletnią córkę kochanka. Zaimprowizowana zemsta nie przynosi pożądanych rezultatów. Mia znów obrywa. Ma tylko jeden zysk – traci naiwność.

Ładne mi niewiniątko, ktoś powie. Agresywna dziewucha wyrzucana ze szkoły, skonfliktowana z rówieśnikami, z wyrokiem do poprawczaka. To tylko barwy ochronne. Pod maską łobuza Mia jest jakoś czysta. Żyje jej się źle, lecz jeszcze nie dotknęła dna. Nie straciła dumy. Nie scyniczniała. Krępuje ją zachowanie matki, odrzuca „karierę” tancerki na rurze. Próbuje na własnych warunkach zmienić los; wyjechać z zapyziałego domu; znaleźć partnera-kumpla.

Reżyserka Andrea Arnold nie sugeruje happy endu. Dziewczyna zapewne zmieni miejsce zamieszkania – lecz czy uda jej się wyrwać z kręgu biedy? Bohaterka „Fish Tank” nie jest jedyną postacią miotaną między wściekłością, rozpaczą a nadzieją. Heroiczne próby wyrwania się z matni degeneracji i występku podejmuje Marianna z „Krzyku”, rewelacyjnego filmu Barbary Sass-Zdort. Do lepszego życia aspirują też panny z obrazu Roberta Glińskiego „Cześć Tereska” i „Galerianki” przedstawione przez Katarzynę Rosłaniec. Z tym że te ostatnie szukają drogi na skróty, z seksualnym wspomaganiem. Chcąc bez wysiłku poprawić jakość życia, odbierają sobie wszelkie szanse.

Znamienne – każdy ze wspomnianych filmów kończy się aktem zemsty ze strony protagonistek za… stracone złudzenia. Za fizyczne i metaforyczne rozdziewiczenie. Śmierć dla tych, którzy wydawali się sprzymierzeńcami, a w istocie odebrali nadzieję. A jak nie śmierć, to łeb do kibla.

[srodtytul]Nic do stracenia[/srodtytul]

Skala i formy kontestacji bywają różne; przyczyny także są rozmaite. „Ojcze, chcę cię zabić”, śpiewał przed laty Jim Morrison. Jasne, że nie zamierzał wprowadzić w czyn morderczych deklaracji. Chodziło o uśmiercenie nawyków i myślowej schedy po rodzicach. Koniec lat 60. sprzyjał rewolucyjnym nastrojom. Na Zachodzie wojna toczyła się przeciwko bezideowej konsumpcji – u nas zaś trwała walka podjazdowa przeciwko idei. Komunistycznej, rzecz jasna. Paradoksalnie, protesty w krajach kapitalistycznych i w socjalistycznej Polsce przybierały zbliżoną formę pomimo całkowicie odmiennych pobudek.

Dowodem – dokument „Beats of Freedom”. Film Leszka Gnoińskiego i Wojciecha Słoty (miał premierę podczas ostatniego Open’eru, do kin wejdzie w marcu) pokazuje skróconą historię polskiego rocka, punku. Najciekawsza i najbogaciej zilustrowana część dotyczy lat 80. Wtedy wrzask dobiegający ze scen i estrad miał polityczny podtekst. Mało kto pisał błahe piosenki o d… Maryni. Liderzy zespołów wykrzykiwali wściekłe słowa pełne aluzji do wtóru agresywnej muzyki. Jak wojenne hasła podchwytywane przez tłumy.

W podobnym duchu tworzyli młodzi plastycy. Ekspresja, prowokacja, kontestacja – w tych trzech słowach zawierała się młoda sztuka dekady po ogłoszeniu stanu wojennego. Prace najaktywniejszych wówczas artystów przypomina stołeczna galeria gaga wystawą „Lata 80. Transformacja”. Kto z ówczesnych protagonistów został na placu boju? Kto odpadł i z jakich powodów?

Okazuje się, że straty w obozie niegdysiejszych bojowników sztuki są znaczne. Wojciech Tracewski przeszedł na buddyzm, Annę Gruszczyńską wciągnęło życie rodzinne, Sławomira Ratajskiego – zajęcia dyplomatyczne i pedagogiczne. Najsmutniejszym przypadkiem jest Dorota Brodowska: stłamsiła ją bieda. Na nic jej oryginalny talent. Nie ma środków, żeby się wykazać. Nie dziw, że chce jej się wyć. Zamiast tego – śpiewa arie operowe. Wysokim, przenikliwym głosem. Jakby chciała przekrzyczeć siebie.

[srodtytul]Oskarżam![/srodtytul]

Za pierwszy polski protest song uchodzi „Dziwny jest ten świat” Niemena. Ale tekst piosenki jest bardziej refleksyjny niż buntowniczy. Z optymistycznym finałem „Lecz ludzi dobrej woli/ jest więcej/ i mocno wierzę w to/ że ten świat/ nie zginie nigdy dzięki nim/ nadszedł już czas/ najwyższy czas/ nienawiść zniszczyć w sobie”.

Dziś brzmi to naiwnie. Infantylnie. Bałamutnie. Teraz wiara w dobrą wolę bliźnich to anachronizm. Ci, którzy czują się skrzywdzeni, nie ufają nikomu. Nie mają nadziei na nic. Ich skowyt pobrzmiewa rozpaczą.

Posłuchajcie protest punk songu wykrzyczanego przez Sylwię Chutnik w „Dzidzi”: „Jestem na ulicy i grożę wam wszystkim: wy mnie jeszcze popamiętacie! (…) Ja się nie zgadzam, ja wam wytaczam nieustający proces za moje spieprzone życie!”

Chutnik jest w wieku, w którym ludziom daje się prawo do gniewu: trzydziestolatka. Należy też do pokolenia eksperymentującego z językiem; wyrażającego emocje poprzez neologizmy i surrealistyczne zbitki słowne; tropiącego specyfikę obecnych czasów w mowie rodaków. Jednak Dorota Masłowska, Agnieszka Drotkiewicz czy Małgorzata Rejmer – wszystkie urodzone w latach 80. – postrzegają rzeczywistość w kategoriach absurdu, ironii, czarnego humoru. Ich konstatacje, choćby najbardziej bolesne, są zarazem śmieszne.

Nic z tego u Chutnik. „Dzidzia”, najnowsza powieść autorki „Kieszonkowego atlasu kobiet”, przeraża agresją i pesymizmem. Przede wszystkim pisarka rozprawia się z polską hipokryzją. Na każdym polu. Najpierw demitologizuje historię. Powstanie warszawskie? Smród i niepotrzebne ofiary. Solidarność z wygnańcami? Niebezinteresowna. Pomoc Żydom? A kysz, bezpieczniej wydać ich Niemcom.

Potem Chutnik bierze na tapetę rodzimy katolicyzm. Oj, kiepsko wypadają wierni, a i sługa boży nie lepiej. Demokracja służy wygrywaniu prywatnych interesów, panuje bezprawie i bezhołowie. Wszyscy są pazerni, okrutni, napędzani przez najniższe instynkty. Komu mało traumy, to na bis – samobójstwo, śmierć i zabójstwo.

Bohaterkami tej historii rozpisanej między rokiem 1944 a współczesnością są kobiety. Mężczyźni pojawiają się na marginesie. Bydlęta albo głupcy. Baby też nie grzeszą rozumem. Danuta Mutter, matka tytułowej Dzidzi, to kobiecina odmóżdżona, niezdolna do samodzielnych decyzji, udręczona opieką nad córką-kadłubkiem. A Dzidzia? Bezręka i beznoga kaleka, cierpiącą na wszelkie możliwe dolegliwości. Przyszła na świat za karę. Klątwa za bezeceństwo babki, która wydała Niemcom dwie uciekinierki z Warszawy. Bo nieodkupiona wina spada na potomnych.

Danuta Mutter ma w końcu dość. Buntuje się. Odwołuje do najwyższej ludzkiej instancji – do sądu. Gdy nie ma reakcji, sama wciela się w prokuratora: „Oskarżam wszystkich ludzi na świecie i oskarżam historię, że doprowadziła mnie do stanu bezużytecznej ściery do podłogi”.

Drżyjcie ci, którzy nie zwracacie uwagi na skargi ściery. Doprowadzona do ostateczności, może omotać i zadusić… Ot tak, z żalu i poczucia niemocy.

Pięć lat temu został zamordowany malarz Zdzisław Beksiński. Ot tak. Ze złości. Odmówił niewielkiej pożyczki synowi znajomego. Stary kutwa został ukarany: dostał 17 pchnięć nożem. – Wykrakał sobie – skomentował ktoś. – Robił takie makabryczne obrazy. Prowokował los.

11 lutego topowy projektant mody Alexander McQueen się powiesił. Nie wszyscy go żałowali. – Gej, sadysta, miał nie po kolei w głowie, przebierał kobiety za dziwadła.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką