To nie jest ranking niewiniątek

Niemal każda z 494 osób, które znalazły się na tej liście, budziła lub nadal budzi strach w USA. Większość najbardziej poszukiwanych przestępców agenci FBI w końcu dopadli

Aktualizacja: 27.03.2010 00:39 Publikacja: 27.03.2010 00:38

To nie jest ranking niewiniątek

Foto: Rzeczpospolita

Rok1949. Do centrali Federalnego Biura Śledczego zgłasza się dziennikarz International News Service. – Kim są najbardziej bezwzględne typy, na które polujecie? – pyta James Donovan i prosi o nazwiska oraz krótkie opisy. Na pierwszą stronę „Washington Daily News” trafiają zdjęcia czterech uciekinierów z więzienia, trzech oszustów, dwóch osób podejrzanych o morderstwo i bandyty, który napadł na bank. Artykuł budzi wielkie zainteresowanie, a do FBI napływają setki wskazówek.

Ówczesny dyrektor FBI J. Edgar Hoover postanawia więc stworzyć listę dziesięciu najbardziej poszukiwanych przestępców. 14 marca 1950 roku biuro ogłasza ją po raz pierwszy. To oficjalna wersja w broszurach dla prasy. – Plotki są takie, że lista była pomysłem dwóch osób, pana Hoovera i reportera z „International News Service” , i że pomysł ten udoskonalono podczas gry w karty. Nie wiem, czy ta historia jest prawdziwa czy nie, ale znam taką wersję i jej będziemy się trzymać – opowiada David Johnson, szef Sekcji Przestępstw z Użyciem Przemocy w FBI, na spotkaniu z grupą zagranicznych dziennikarzy.

[srodtytul]Od włamywaczy do terrorystów [/srodtytul]

Thomas James Holden z Chicago jak na lata 40. XX wieku był naprawdę groźnym przestępcą. Olbrzymi facet z bronią w ręku napadał na banki i pociągi pocztowe, a po pijackiej awanturze zamordował swoją żonę i jej braci. Był też jedną z nielicznych osób, której udało się uciec ze słynnego więzienia w Leavenworth, które od 1903 do 2005 roku było jednym z największych i najpilniej strzeżonych w Stanach Zjednoczonych.

Holden skutecznie unikał też policjantów i agentów FBI. „To zagrożenie dla każdego mężczyzny, kobiety i dziecka w Ameryce” – ostrzegali pracownicy biura. Jako pierwszy trafił więc na listę dziesięciu najgorszych z najgorszych. Po 15 miesiącach jego zdjęcie w gazecie rozpoznał mieszkaniec Beaverton, położonego aż 2700 kilometrów od miast, w których Holden popełniał swoje zbrodnie.

Po Holdenie w ciągu 60 lat na listę trafiły jeszcze 493 osoby. Ich charakterystyki świetnie wyznaczają symboliczne zmiany w historii USA, pokazują też, jak zmieniały się czasy i zagrożenia, które czyhały na mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Poza bankowymi rabusiami, seryjnymi mordercami, handlarzami narkotyków i gwałcicielami trafiali też na nią aktywiści polityczni. Jak zmieniała się Ameryka widziana oczami agentów FBI?

W latach 50. wśród najbardziej poszukiwanych kryminalistów byli – oprócz morderców i bandytów napadających na banki – włamywacze i złodzieje samochodów. Na pierwszej liście aż czterech z dziesięciu przestępców było uciekinierami z więzień. – Najwyraźniej to był dobry czas dla więźniów, którzy planowali ucieczkę – śmieje się agent Johnson.

Lata 60. stały pod znakiem radykalnych aktywistów i ludzi oskarżanych o niszczenie własności rządowej, sabotaż i porwania. Wówczas na słynną listę FBI trafił m.in. James Earl Ray – zabójca Martina Luthera Kinga. Jako jeden z sześciu przestępców w historii w gronie najbardziej poszukiwanych przestępców znalazł się zresztą dwukrotnie: po dokonaniu morderstwa w 1968 roku i dziewięć lat później, gdy zwiał ze stanowego więzienia. W 1969 roku na listę trafił zaś Billie Austin Bryant – poszukiwany za zabójstwo dwóch agentów FBI i wiele innych przestępstw przeszedł do historii jako osoba, która na liście była zaledwie przez dwie godziny.

Listę dziesięciu najbardziej poszukiwanych przestępców w latach 70. opanowali członkowie gangów. Postrach w Ameryce siał też między innymi słynny Ted Bundy. Bezlitosny seryjny morderca, który zabijał przy użyciu tępego narzędzia lub dusząc. Przez pięć lat zamordował co najmniej 35 kobiet, wiele wykorzystując seksualnie zarówno przed, jak i po ich śmierci. Lata 60. i 70. to również czas rozruchów społecznych. Widać je oczywiście i na słynnej liście. Trafił na nią m.in. H. Rap Brown, członek Czarnych Panter – ugrupowania politycznego, które za pomocą podpaleń, bomb i morderstw walczyło o prawa czarnej ludności w USA. W 1970 roku Federalne Biuro Śledcze za jedną z najbardziej poszukiwanych osób w USA uznało też członkinię Czarnych Panter Angelę Davis oskarżaną o udział w strzelaninie w Kalifornii, w której zginął sędzia i kilka innych osób. Jedna z ośmiu kobiet, które w ciągu 60 lat trafiły na listę FBI, dwa lata później została uniewinniona, po czym wróciła do kariery aktywistki politycznej. Na listę został też w tamtej dekadzie wpisany Twymon Ford Myers, członek Czarnej Armii Wyzwoleńczej – marksistowskiej organizacji walczącej o „wyzwolenie” czarnoskórych mieszkańców Ameryki.

W latach 80. w Stanach Zjednoczonych toczyła się wielka wojna z bossami narkotykowymi i to właśnie reprezentanci tej przestępczej branży – wraz z seryjnymi mordercami – zajmowali większość miejsc na liście najgorszych z najgorszych.

20 lat temu lista składała się wciąż z członków wielkich karteli narkotykowych, a także pedofilów i tzw. białych kołnierzyków – osób oskarżanych o malwersacje finansowe lub pranie brudnych pieniędzy. Gdy świat zmienił się w globalną wioskę, FBI zaczęło intensywnie poszukiwać zbiegów również poza granicami Stanów Zjednoczonych. Na liście zaczęli się też pojawiać terroryści tacy jak Ramzi Yousef – deportowany do USA za zaplanowanie zamachu na World Trade Center w 1993 roku – oraz szef al Kaidy Osama bin Laden.

[srodtytul]Musi pomóc rozgłos[/srodtytul]

Dziś oprócz Osamy na liście FBI jest między innymi 81-letni James Bulger, który w obowiązującej obecnie pierwszej dziesiątce przebywa najdłużej, bo od 1999 roku. Przywódcę grupy przestępczej z Bostonu widziano co prawda zarówno w USA, jak i we Włoszech, ale agenci FBI wciąż nie mogą go schwytać. Federalni poszukują też Ukraińca Siemiona Mogilewicza – domniemanego szefa rosyjskiej mafii, którego oskarża się o wymuszenia, defraudacje i inne przestępstwa finansowe, na których obywatele USA i Kanady mieli stracić co najmniej 150 milionów dolarów. Na liście figuruje też amerykański terrorysta, trzech morderców, dwóch gangsterów i jedna osoba oskarżona o molestowanie dzieci.

Za ujawnienie miejsca ich pobytu – oczywiście poza poczuciem dobrze spełnionego obywatelskiego obowiązku – FBI oferuje nagrody pieniężne. Minimum to 100 tysięcy dolarów. Ale na przykład za informację prowadzącą do aresztowania Victora Manuela Gerena – bandyty mającego na koncie m.in. napady na banki – można już zgarnąć milion. Za wydanie Bulgera FBI oferuje 2 miliony dolarów. Najbardziej wzbogaci się jednak ten, kto doprowadzi agentów do Osamy bin Ladena. Nagroda podstawowa wynosi w tym wypadku 25 milionów dolarów plus 2 miliony – na drobniejsze wydatki – od związku amerykańskich pilotów i transportu lotniczego.

Jak wybiera się osoby do pierwszej dziesiątki? – To dość prosty i jasny proces. Mamy dwa podstawowe kryteria. Szukamy ludzi, którzy stanowią „zagrożenie dla społeczeństwa” i mają generalnie pokaźną kartotekę kryminalną. I do których złapania może przyczynić się wygenerowany rozgłos – tłumaczy agent Johnson. – Poszukujemy obecnie ponad 3 tysięcy przestępców, więc mamy z czego wybierać – dodaje.

Najpoważniejsze kandydatury są przedyskutowywane z biurem komunikacji społecznej. Tak wyselekcjonowana przestępcza śmietanka trafia na biurko zastępcy dyrektora Oddziału ds. Śledztw Kryminalnych, a stamtąd do samego szefa, gdzie dany bandzior zostaje ostatecznie zatwierdzony. – To nie jest konkurs piękności. Osoby, które trafiają na listę, muszą spełniać określone kryteria, a więc popełnić najpoważniejsze zbrodnie – wyjaśnia Sean Joyce, zastępca dyrektora Sekcji Operacji Międzynarodowych FBI. Same miejsca na liście nie mają już jednak żadnego znaczenia. – Miarą sukcesu jest już samo dostanie się do pierwszej dziesiątki. Wszystkich traktujemy jednak tak samo niezależnie od tego, czy jest pierwszy, drugi, trzeci czy dziesiąty – podkreśla agent Johnson z Sekcji Przestępstw z Użyciem Przemocy w FBI, choć dodaje, że jego osobistym faworytem jest jednak Osama bin Laden.

[srodtytul]Na 94 procent, że złapiemy[/srodtytul]

Najdłużej w gronie dziesięciu najgroźniejszych figurował 79-letni Donald Eugene Webb poszukiwany za zabicie policjanta w 1980 roku. – Nadal go nie złapaliśmy, ale zdjęliśmy go już z listy – mówi David Johnson. Szef Sekcji Przestępstw z Użyciem Przemocy w FBI chwali się, że liczba przestępców, których udało się pojmać, i tak jest imponująca. Z 494 osób, które znalazły się na liście „Most Wanted”, 463 udało się złapać (ewentualnie zastrzelić podczas próby aresztowania). Skuteczność wynosi więc aż 94 procent.

Oczywiście, agenci FBI też inaczej patrzą na przestępców wpisanych na listę i gdy uda im dopaść kogoś z pierwszej dziesiątki, to jest to zazwyczaj kulminacyjny punkt ich kariery. Czasem pomaga też zwykły przypadek. Jeden z przestępców wpadł na przykład, gdy zatrzymał się samochodem na światłach obok funkcjonariusza, który rozpoznał jego charakterystyczny tatuaż.

Szefowie FBI nie mają jednak wątpliwości. Specjalnych agentów jest tylko 13 tysięcy, a więc o wiele za mało, by znaleźć kogoś, kto ukrywa się przed prawem. Dlatego biuro chętnie prosi o pomoc miliony Amerykanów. Dzięki informacjom uzyskanym od ludzi schwytano aż jedną trzecią sprawców. Dwóch wpadło, gdy osoby, które ich znały, przyjechały na wycieczkę do FBI i tam poznały listę poszukiwanych. Największe szanse na znalezienie sprawców daje jednak rozgłos, jaki zapewniają media. To właśnie dzięki technologii, która umożliwia łatwiejszy dostęp do ludzi od tradycyjnego plakatu z wielkim napisem „Wanted” rozwieszanego niegdyś w urzędach pocztowych, Federalne Biuro Śledcze może chwalić się takimi sukcesami. Sam bijący rekordy oglądalności cykl „America’s Most Wanted”, który rekonstruuje najbardziej szokujące zbrodnie, od czasu, gdy w 1988 roku wszedł na antenę, doprowadził do złapania 17 najgroźniejszych przestępców.

W XXI wieku federalni stawiają też na Internet. Samą tylko listę dziesięciu najbardziej poszukiwanych na stronie FBI.gov przegląda miesięcznie milion osób. Na razie dzięki użyciu tego kanału komunikacji wpadło dwóch bandziorów. FBI ma też swoje konta na

Facebooku i Twitterze. Listę można mieć też zawsze przy sobie dzięki specjalnej aplikacji w iPhonie. Dzięki temu łowcą głów może też teraz zostać ktoś, kto kompletnie nie ma pamięci do twarzy.

Rok1949. Do centrali Federalnego Biura Śledczego zgłasza się dziennikarz International News Service. – Kim są najbardziej bezwzględne typy, na które polujecie? – pyta James Donovan i prosi o nazwiska oraz krótkie opisy. Na pierwszą stronę „Washington Daily News” trafiają zdjęcia czterech uciekinierów z więzienia, trzech oszustów, dwóch osób podejrzanych o morderstwo i bandyty, który napadł na bank. Artykuł budzi wielkie zainteresowanie, a do FBI napływają setki wskazówek.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą