Rozwój wydarzeń na naszej scenie politycznej potwierdza starą mądrość, że wojnę łatwo jest zacząć, a trudno skończyć. Nawet komentatorzy tak we wszystkim odmienni, jak Bronisław Wildstein i Jacek Żakowski – a także wielu mieszczących się gdzieś pomiędzy nimi – ogłosili niemal jednocześnie, że wyborcze rozstrzygnięcie niczego nie rozstrzyga i w żadnym stopniu nie kończy politycznej wojny pomiędzy PO a PiS; więcej nawet: że wojna ta będzie się coraz bardziej zaostrzać.
Potwierdza taką tezę zachowanie zwycięzców. Już od pierwszych chwil po ogłoszeniu wstępnych wyników wracają oni na przykład do opluwania śp. Lecha Kaczyńskiego i przypisywania mu odpowiedzialności za katastrofę smoleńską (Palikot dodaje jeszcze: po pijanemu), co w oczywisty sposób nie jest żadnym spontanicznym wyskokiem, tylko rozpaczliwym zadeptywaniem rodzącego się mitu, potencjalnie najgroźniejszego dziś dla legitymizacji władzy PO.
[wyimek]Zgoda pomiędzy premierem Tuskiem a prezydentem Komorowskim nie jest żadną „zgodą narodową”, tylko zgodą w obozie władzy[/wyimek]
Skończyć wojnę zawsze jest trudno, ale już absolutnie zakończyć jej nie można, gdy nie chce tego strona w danej chwili zwycięska. A jeśli patrzeć tylko na interesy partyjne, nie widać żadnych powodów, dla których Platforma miałaby tego chcieć. Wręcz przeciwnie. W zakończonych przed tygodniem wyborach zajrzało jej w oczy widmo klęski. Mogłaby ona nastąpić, gdyby elektorat lewicowy i „nieinteresujący się polityką” pozostał w domach. A prawdopodobnie pozostałby, gdyby kampania była nadal równie układna jak w pierwszych tygodniach.
Dopiero powrót do starej, brutalnej retoryki ściągnął go na powrót do urn. Można się do woli oburzać, gdy wysocy urzędnicy państwowi rozsyłają chamskie esemesy, ale prawda jest brutalna: takich wyborców, jakich ma, PO jest w stanie zmobilizować tylko argumentami na poziomie: „głosuj, bo będziemy mieć prezydenta buraka i pierwszą damę szczającą do kuwety”.
Taktyka wojny totalnej sprawdziła się w tych wyborach także w odniesieniu do środowisk uważających się za inteligenckie elity i liderujących im celebrytów intelektu. Okrzyk „Wraca