Choć, Bogiem a prawdą, jeden nie do końca buduje i nie całkiem lewicę, drugi zaś i owszem, lewicę do zwycięstwa by powiódł, przeklętego ducha zaściankowości i swojskości wyplenił, gdyby tylko rozumu miał więcej.
Pierwszy budowniczy kryguje się i z sobą obnosi. A to opuszcza Platformę, a to w niej zostaje, jest w niej i nie jest, tworzy i zbiera siły, a to rozprasza i waha się. Jednego dnia szumnie trzaska drzwiami, innego pokornie puka, o powrót wnosząc. Nie wiadomo zatem, czy Palikot w nowym wcieleniu Platformę przed lewicą zasłania i świeże powietrze do niej wpuszcza, czy też nową siłę wznosi, coby z SLD jak równy z równym mogła się zmagać. Jedyne, co wiadomo, to to, że Palikot w PO „ani jednego dnia dłużej niż to będzie potrzebne” nie zostanie. Ważka to deklaracja.
No cóż, w przypadku Palikota owo przekomarzanie bywa czasem zabawne, czego niestety o drugim pretendencie do zdobycia serc lewicowych wyborców powiedzieć się nie da. Pisałem onegdaj, że Napieralski miło się uśmiecha, ma ładną żonę, niewiele mówi i sprawia sympatyczne wrażenie. Ale cóż, wszystko co dobre kiedyś się kończy na tym łez padole. I tak też stało się obecnie. Wiedziony nieodpartą potrzebą Napieralski przemówił. Kilka jego światłych myśli naprawdę zasługuje na uwagę. Otóż Napieralski najpierw – a wszystkie te twierdzenia zaczerpnąłem z bogatej skarbnicy, jaką jest „Rzeczpospolita”, która z szefem SLD przeprowadziła rozmowę – rozprawił się z malkontentami i niedowiarkami, co to nie dostrzegają rosnącej siły SLD. Dowód, że jest inaczej? Przy SLD „pojawił się ruch Jana Widackiego Otwarta Polska”. Rzeczywiście, to rozprasza wszelkie wątpliwości.
Mnie spośród różnorodnego wachlarza mądrości, jakie prezentuje Napieralski, najbardziej ujęło rozumienie parytetu. Oczywiście po linii i na bazie. „Dopóki Tusk nie odwoła Radziszewskiej z zajmowanego stanowiska, nie ma moralnego prawa mówić o parytetach” – orzekł. Trudno o lepszy pokaz hipokryzji. Napieralski jest za parytetami, pod warunkiem że funkcje publiczne będą zajmowały nie kobiety w ogóle, ale kobiety o właściwych poglądach. I nie wstydzi się o tym głośno mówić.
A na deser jeszcze kilka uwag o Kościele. W końcu religia to dziedzina, w której prawdziwy polityk lewicowy musi mieć coś do powiedzenia. Więc Napieralski ma. „Kościół ma swoją powinność – dziesięć przykazań i Pismo Święte”. Zamiast „głosić te tezy z ambon” (swoją drogą ciekawe, kiedy lider SLD widział ostatnio jakiegokolwiek księdza na ambonie) Kościół naciska na zastraszonego Tuska, przez co „osoby bezdzietne nie mogą mieć dzisiaj dzieci”. Naprawdę, z takim potencjałem intelektualnym wróżę lewicy szybkie sukcesy.