I która byłaby logicznym dopełnieniem procesu odkrywania prawdziwej historii tego kraju, którego pierwszy etap stanowiły – mówiąc hasłowo – prace Suworowa, a drugi Sołonina i Bieszanowa.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że państwo, które istniało pomiędzy wojną domową a Stalingradem, nie było Rosją. Było to państwo sekty międzynarodowych rewolucjonistów, z których część pochodziła z terenów byłego imperium carów, ale w najmniejszym stopniu nie czuła się Rosjanami. Opanowany kraj uznawali oni za przyczółek światowej rewolucji, jego zasoby za dane im do całkowitego rozporządzenia na rzecz podboju reszty globu.
Stąd polityka Stalina, i w tej kwestii nie było żadnej różnicy między nim a Trockim czy pozostałymi, nie uwzględniała rosyjskiego interesu narodowego ani imperialnego. Jej jedynym celem było opanowanie przez komunizm świata; ogromny kraj miał zostać zużyty bez reszty do rozpalenia wielkiego stosu. Został zresztą, choć celu nie osiągnięto. Barbara Tuchman cytuje w „Wyniosłej wieży” obliczenia amerykańskiego futurologa z początku XX wieku, według którego Rosja – ekstrapolując utrzymanie reform Stołypina – miała w połowie tego stulecia stać się supermocarstwem równym Wielkiej Brytanii, Francji i Niemcom razem wziętym. W istocie taką właśnie cenę zapłaciła Rosja za bolszewizm.
Suworow przywrócił powszechnej świadomości podstawowe fakty dotyczące II wojny światowej. Stalin dążył do jej wybuchu, do wzajemnego wyniszczenia Niemiec, Francji i Anglii z zamiarem dołączenia do wojny w ostatniej chwili i ustanowienia na całym Zachodzie rządów komunistycznych. Drobiazgowy i przemyślny plan popsuł mu Hitler wariackim uderzeniem na przygotowującą się do „marszu wyzwoleńczego” Armię Czerwoną. Pasmo przeraźliwych klęsk RKKA podczas pierwszych kilkunastu miesięcy wojny tłumaczy Suworow samą nagłością tego uderzenia w rozwijane do ataku, a więc niezwykle w tym momencie wrażliwe na cios pododdziały.
Sołonin i Bieszanow udowodniają przekonująco, iż sam moment zaskoczenia nie mógł spowodować aż takich i tak długotrwałych klęsk. Przy takiej przewadze sił Sowieci powinni mimo wszystko szybko nakryć atakujący Wehrmacht czapkami i Stalin miał podstawy lekceważyć ostrzeżenia o napaści. Do zaskoczenia i złego dowodzenia doszedł jednak całkowity brak morale. Największą, najściślej strzeżoną tajemnicą Wielkiej Ojczyźnianej nie było to, że Sowieci zaskoczeni zostali w ugrupowaniu do nagłego miażdżącego „wtargnięcia” – ale to, że zrazu całe dywizje pierzchały przed byle niemiecką kompanią, porzucając czołgi i samoloty, które liczbą i jakością mogłyby Hitlera zmiażdżyć.
I tego rozkładu nie zdołał Stalin opanować terrorem. Krasnoarmiejcy z chłopskim fatalizmem ginęli od kul NKWD, a walczyć za światową rewolucję i wyzwolenie Europy od kapitalizmu nie chcieli. Obrona stężała, dopiero gdy Stalin w chwili krytycznej posłał w diabły retorykę rewolucyjną i odwołał się do rosyjskiego patriotyzmu, do mitu matki Rosji i pamięci najazdu Napoleona.