W felietonie „Piekło za kotarą" (Plus Minus z 14.05.) Rafał A. Ziemkiewicz wspomniał, że „wedle wiarygodnego świadectwa" Julian Tuwim zapewniał Jacka Różańskiego o swoim dla niego szacunku słowami „Widzę w Panu mściciela mojej matki". Dopiero w replice na mój artykuł w następnym numerze „Plusa Minusa" wskazał źródło tej informacji – książkę Marci Shore „Kawior i popiół". Gdyby zajrzał tam do przypisów, dowiedziałby się, że autorka powtórzyła tę informacją za pracą Barbary Fijałkowskiej „Borejsza i Różański". A Fijałkowska z kolei usłyszała ją... od samego Różańskiego. Oto kogo Ziemkiewicz przytacza jako wiarygodnego świadka.
Być może jednak Różański nie zmyślał. Z książki Fijałkowskiej dowiedzieć się można także (o czym Marci Shore nie pisze, a ja tego nie wiedziałem), że Tuwim w sprawie NSZ-owca Kozarzewskiego interweniował nie tylko u Bieruta w roku 1946, ale właśnie u Różańskiego w roku 1951, tym razem zabiegając o darowanie mu reszty kary. Napisał wtedy do Różańskiego list (cytowany tylko częściowo przez Fijałkowską) oczywiście w uniżonych słowach.
Według Ziemkiewicza Tuwim „cieszył się w listach, że się cenzuruje, zamyka i likwiduje „reakcyjnych szubrawców" z PSL". Tymczasem w liście do siostry Ireny z roku 1946, na który Ziemkiewicz się w swojej replice powołuje, Tuwim wyraża swe zadowolenie z tego, że cenzura udaremniła nagonkę na niego z powodu „Balu w operze" organizowaną przez owych „reakcyjnych szubrawców" m.in. z „Gazety Ludowej", ówczesnego organu PSL, nazwa jednak tego stronnictwa w ogóle nie pada. Między jednym a drugim jest jednak wielka różnica
—Henryk Markiewicz