Wielkie ambicje Turcji

Turcja czuje się regionalnym mocarstwem i coraz ostrzej zaczyna walczyć o swoje interesy

Publikacja: 17.09.2011 01:01

Wielkie ambicje Turcji

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Czerwona flaga z białym półksiężycem ma ze 100 metrów kwadratowych powierzchni. Nawet w Ameryce nie mają tak wielkich. Wiejący znad Bosforu wiatr sprawia, że materiał przepięknie faluje. Na wzgórzach, na których rozciąga się Stambuł, powiewają dziesiątki takich flag.

Jeszcze kilka lat temu były jedynie dowodem na sztucznie podsycany nacjonalizm, który miał utrzymać w Turkach przekonanie o ich wielkości po rozpadzie imperium ottomańskiego. Dziś to symbol odradzającej się potęgi. Kraj rozwija się w takim tempie, że sami Turcy patrzą na to z niedowierzaniem. W ciągu kilku lat Stambuł poprzecinały kilkupasmowe, bezkolizyjne drogi. W rzece nowych samochodów trudno wypatrzyć zdezelowane auto. Kwiaty ozdabiają dziesiątki nowych wiaduktów. Centra handlowe przytłaczają rozmachem. Równie czystego i cichego metra trudno by szukać w innych europejskich metropoliach. Turcja jest 17. gospodarką świata i zajmuje szóste miejsce w dorocznym rankingu państw z największą liczbą miliarderów. Nad Bosforem stoją rzędy pałaców, które przepychem mogłyby przyćmić rezydencje stawiane przez patrycjuszy w czasach świetności Wenecji.

Wyświechtany komunał, że Stambuł jest wyjątkiem i nie odzwierciedla prawdziwej Turcji, ma coraz mniej wspólnego z rzeczywistością. Równie dramatyczne zmiany zachodzą w innych miastach, gdzie mieszka już połowa 74-milionowej ludności kraju. W położonym 1200 kilometrów na wschód Van robotnicy o 1 w nocy siedzą w głębokich wykopach, wymieniając instalacje potrzebne do położenia nowej drogi. Między Ankarą a miastem Konya otwarto właśnie szybką kolej.

– Ludzie tak bardzo domagają się nowych inwestycji, że często są one zaczynane, zanim jeszcze zakończy się planowanie. W efekcie podczas budowy pojawiają się niespodziewane problemy. Czasem kończą się fundusze. To jeden z naszych największych problemów – przyznaje minister transportu Binali Yildirim. Ale i tak w ciągu ośmiu lat wybudowano ponad 16 tysięcy kilometrów dróg – dwa razy więcej niż wcześniej przez 80 lat istnienia świeckiej republiki.

?

Rządząca krajem od 2002 roku AKP to konserwatyści, którzy nie ukrywają swojego przywiązania do islamu. Dlatego wiele osób im nie ufa. Nie chcemy być drugim Iranem – mówi wykształcony w Nowym Jorku kadet, który oprowadza turystów po mauzoleum Mustafy Kemala Ataturka, ojca świeckiej republiki. Obawy, że konserwatyści zamienią Turcję w państwo wyznaniowe, na razie nie znalazły potwierdzenia. Nawet przeciwnicy islamizacji kraju cieszą się z rozbijania układów zbudowanych przez dawny establishment. Coraz więcej zwolenników zapewnia AKP jej polityka gospodarcza. Turecka gospodarka rozwija się od kilku lat w zawrotnym tempie 10 proc. rocznie. PricewaterhouseCoopers szacuje, że w 2020 roku Turcja zacznie przeganiać kraje należące do G7 w dochodzie narodowym brutto na głowę mieszkańca. Najpierw Kanadę, potem Włochy... Dziś tureckie PKB jest o dwa tysiące dolarów wyższe, niż miała Polska tuż przed wstąpieniem do Unii Europejskiej. – Chcemy być dziesiątą gospodarką świata – zapowiada wicepremier Ali Babacan.

Z każdymi wyborami poparcie dla konserwatystów rośnie. W czerwcowych wyborach partia wygrała trzeci raz z rzędu, i to z poparciem ponad 50 proc. głosujących.

?

Tureckie społeczeństwo ze średnią wieku 28 lat jest nie tylko młode, ale też świetnie wykształcone. Państwo wydaje 2,8 proc. budżetu (w Polsce 0,8 proc.) na edukację. Studenci mają do wyboru ponad 150 uniwersytetów. Z raportu brytyjskiego parlamentu wynika, że gdyby Turcję przyjęto do UE w 2020 roku, to na Zachód wyjechałoby od 500 tysięcy do 4,5 miliona osób. Ale liczba Turków, którzy uważają, że ich kraj powinien się starać o przyjęcie do Unii Europejskiej, szybko maleje. Emigracja przestaje być narodową obsesją. – Jedyną korzyścią wejścia do Unii Europejskiej byłoby zniesienie wiz. Można by sobie bez problemu pojeździć po Europie. Poza tym nie widzę większego sensu. Europa staje się coraz słabsza, a my coraz silniejsi – mówi 26-letni Mehmet, który pracuje w Turkish Aerospace Industries w Ankarze, gdzie powstają m.in. nowoczesne myśliwce F16.

Rodi (imię zmienione), który studiuje w Rzeszowie na wydziale budowy maszyn i lotnictwa, chce zostać za granicą, ale jak wielu Turków zrobił się wybredny. – W Polsce raczej nie zostanę. Wrocław, gdzie mam dziewczynę, jeszcze jakoś wygląda, ale Rzeszów... – ucina taktownie w pół zdania.

Najbardziej na integracji z Zachodem zależy biznesmenom. W ostatnich latach wykształciła się całkowicie nowa klasa drobnych przedsiębiorców nazywana anatolijskimi tygrysami. To oni w dużej mierze przyczynili się do ostatniego sukcesu AKP. Aby pomóc jej utrzymać się u władzy, finansują prorządową telewizję i gazetę. Naciskają jednak na rząd, aby nie rezygnował z członkostwa w Unii Europejskiej. A póki jest to mało realne, aby przynajmniej doprowadził do zniesienia wiz dla biznesmenów. – Żeby robić interesy, nie można wypełniać stosów papierów i czekać tygodniami na wizę. A czasem nawet prosić osobę, z którą się negocjuje w Europie, o jakieś zaświadczenie. Przecież to niepoważne – zauważa Ahmet Ciger, wiceprzewodniczący Konfederacji Biznesmenów i Przemysłowców TUSKON.

Władze w Ankarze robią wszystko, aby pokazać, że mimo zablokowania negocjacji członkowskich przez Francję, Niemcy i Cypr zależy im na integracji z Unią Europejską. Przeprowadzają reformy i w każdej chwili są gotowi otworzyć kilka rozdziałów negocjacyjnych. Ale nie ukrywają, że duma Turków została poważnie urażona. Mają bowiem przekonanie, że powodem zablokowania negocjacji są nie obiektywne przeszkody, tylko uprzedzenia. – Polacy powinni nas dobrze zrozumieć, bo wam też przyklejono łatkę hydraulika, który zaleje Europę. My również się borykamy z negatywnymi stereotypami – mówi wicepremier Babacan.

Urażona Turcja nie waha się bojkotować francuskie i niemieckie inicjatywy dyplomatyczne. Kiedy niemiecki ambasador w NATO miał o to pretensje, podobno usłyszał, że Turcy wcześniej dołączyli do sojuszu, więc lepiej niech siedzi cicho.

Zranioną dumę widać też w zmianie stosunku do USA. Turcja miała przez ostatnie lata poczucie, że Ameryka nie liczy się z jej interesami w regionie. Dawniej proamerykańskie społeczeństwo w ciągu kilku lat dokonało zwrotu o 180 stopni. Jak wynika z raportu Pew Global Attitudes Project, aż 70 proc. Turków uważa, że amerykańska polityka zagraniczna jest szkodliwa dla świata. A ponad 80 proc. ma poczucie, że na Turcji wymuszano poparcie dla strategicznych celów Ameryki. Antyamerykańskie nastroje sięgnęły takiego poziomu, że kiedy tsunami zniszczyło południowo-wschodnią Azję, w mediach powszechne były teorie, że był to efekt amerykańskich prób z nową bronią.

?

Chociaż oficjalnie Turcja nie rezygnuje z członkostwa w UE, jej polityka zagraniczna staje się coraz bardziej podporządkowana islamskiej ideologii. Turcy odzyskują poczucie potęgi i dumy utracone wraz z rozpadem istniejącego 600 lat imperium ottomańskiego. – Tylko imperium ottomańskiemu udało się zjednoczyć Bałkany z Bliskim Wschodem – mówił w październiku 2009 roku w Sarajewie szef tureckiej dyplomacji Ahmet Davutoglu. Miesiąc później na spotkaniu partyjnych przywódców i deputowanych mówił: tak, jesteśmy neoottomanami.

Flagowa polityka szefa MSZ to „zero konfliktów u własnych granic". Dobre relacje z Iranem, Syrią czy Irakiem, a także Armenią czy Gruzją, mają stworzyć dogodne warunki do współpracy gospodarczej. Ankara chce udowodnić, że jest w stanie obniżać napięcie i rozwiązywać konflikty w regionie, w którym nie radzi sobie Zachód. Przede wszystkim próbuje jednak zbudować sobie pozycję lidera w świecie muzułmańskim i stać się wzorcem demokracji dla muzułmanów i Arabów. Szybko umacnia swoje wpływy w Afryce. Kiedy trzeba było bronić swoich interesów w Libii, przekazano nowym władzom 300 milionów dolarów. (Polska tysiąc razy mniej). – Kiedy turecki rząd podejmuje jakąś decyzję, zaraz do akcji rusza cała machina państwowa. Dyplomacja idzie jak taran – mówi polski dyplomata.

Tak jak w czasach świetności imperium, Turcy zaczynają mieć przekonanie, że są lepsi od innych, a Zachód ma im niewiele do zaoferowania. – Mamy bardzo wysokie poczucie własnej wartości. A ugruntowuje je panujący w UE kryzys polityczny i finansowy – przyznaje wiceminister ds. europejskich Haluk Iliciak.

?

Podporządkowanie polityki zagranicznej islamskiej ideologii widać zwłaszcza po dramatycznym zwrocie w stosunku do Izraela. Sojusz ze znienawidzonym w świecie muzułmańskim i arabskim państwem żydowskim zaczął wyraźnie ciążyć Turkom. Pretekstem do jego zerwania stał się zeszłoroczny atak na turecką Flotyllę Wolności, która próbowała przerwać blokadę Strefy Gazy. Izraelscy komandosi, próbując zatrzymać konwój, zabili dziewięciu tureckich aktywistów. Ankara oprócz przeprosin chce, by Izrael przyznał, że akcja była nieuzasadniona. Żąda też zniesienia blokady Strefy Gazy. Izrael odmawia. Tureckie władze wydaliły więc izraelskiego ambasadora, zerwały współpracę wojskową i zapowiedziały, że następne konwoje z pomocą dla Palestyńczyków otrzymają ochronę marynarki wojennej. Premier Recep Tayyip Erdogan stwierdził nawet w telewizji al Dżazira, że „incydent mógł być powodem do rozpoczęcia wojny". I nie poprzestaje na groźbach. Tureckie lotnictwo ma przeprogramować system umożliwiający odróżnianie sojusznika od potencjalnego wroga. Izrael ma być w tej drugiej kategorii. Twarda postawa wobec Izraela, który jest najbliższym sojusznikiem USA w regionie, podoba się tureckiemu społeczeństwu i arabskim sąsiadom.

– Arabowie patrzą z podziwem i zazdrością na Turcję. Też by chcieli mieć taki poziom życia i demokracji. Turcja ma szanse stać się przywódcą w świecie muzułmańskim i arabskim – tłumaczy Abdel Letif Wahba, kairski korespondent agencji Bloomberg.

Partii Sprawiedliwości i Rozwoju może jednak brakować finezji w polityce zagranicznej, aby kraj stał się czymś więcej niż tylko ważnym regionalnym graczem. Dyplomacja imperium ottomańskiego do perfekcji opanowała sztukę gry na wielu fortepianach. Zerwanie z Izraelem może zapewnić tureckim władzom punkty na wewnętrznym podwórku i w regionie, ale może osłabić jej pozycję na Zachodzie. Niemiecki eurodeputowany Alexander Lambsdorf ostrzegł właśnie, że prowadząc antyizraelską politykę, Turcja traci przyjaciół w Unii Europejskiej i może ostatecznie pogrzebać swoje szanse na członkostwo.

– Turcja ma przekonanie, że niezależnie od tego, cokolwiek by robiła, nie zyska uznania w oczach Zachodu. Dlatego znaczenie Unii Europejskiej i Zachodu dla Turcji maleje. Nie ma już w Turkach głębokiego przekonania, że integracja powinna być naszym celem – mówi Semih Idiz, komentator tureckiego dziennika „Milliyet".

Czerwona flaga z białym półksiężycem ma ze 100 metrów kwadratowych powierzchni. Nawet w Ameryce nie mają tak wielkich. Wiejący znad Bosforu wiatr sprawia, że materiał przepięknie faluje. Na wzgórzach, na których rozciąga się Stambuł, powiewają dziesiątki takich flag.

Jeszcze kilka lat temu były jedynie dowodem na sztucznie podsycany nacjonalizm, który miał utrzymać w Turkach przekonanie o ich wielkości po rozpadzie imperium ottomańskiego. Dziś to symbol odradzającej się potęgi. Kraj rozwija się w takim tempie, że sami Turcy patrzą na to z niedowierzaniem. W ciągu kilku lat Stambuł poprzecinały kilkupasmowe, bezkolizyjne drogi. W rzece nowych samochodów trudno wypatrzyć zdezelowane auto. Kwiaty ozdabiają dziesiątki nowych wiaduktów. Centra handlowe przytłaczają rozmachem. Równie czystego i cichego metra trudno by szukać w innych europejskich metropoliach. Turcja jest 17. gospodarką świata i zajmuje szóste miejsce w dorocznym rankingu państw z największą liczbą miliarderów. Nad Bosforem stoją rzędy pałaców, które przepychem mogłyby przyćmić rezydencje stawiane przez patrycjuszy w czasach świetności Wenecji.

Wyświechtany komunał, że Stambuł jest wyjątkiem i nie odzwierciedla prawdziwej Turcji, ma coraz mniej wspólnego z rzeczywistością. Równie dramatyczne zmiany zachodzą w innych miastach, gdzie mieszka już połowa 74-milionowej ludności kraju. W położonym 1200 kilometrów na wschód Van robotnicy o 1 w nocy siedzą w głębokich wykopach, wymieniając instalacje potrzebne do położenia nowej drogi. Między Ankarą a miastem Konya otwarto właśnie szybką kolej.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał