Czerwona flaga z białym półksiężycem ma ze 100 metrów kwadratowych powierzchni. Nawet w Ameryce nie mają tak wielkich. Wiejący znad Bosforu wiatr sprawia, że materiał przepięknie faluje. Na wzgórzach, na których rozciąga się Stambuł, powiewają dziesiątki takich flag.
Jeszcze kilka lat temu były jedynie dowodem na sztucznie podsycany nacjonalizm, który miał utrzymać w Turkach przekonanie o ich wielkości po rozpadzie imperium ottomańskiego. Dziś to symbol odradzającej się potęgi. Kraj rozwija się w takim tempie, że sami Turcy patrzą na to z niedowierzaniem. W ciągu kilku lat Stambuł poprzecinały kilkupasmowe, bezkolizyjne drogi. W rzece nowych samochodów trudno wypatrzyć zdezelowane auto. Kwiaty ozdabiają dziesiątki nowych wiaduktów. Centra handlowe przytłaczają rozmachem. Równie czystego i cichego metra trudno by szukać w innych europejskich metropoliach. Turcja jest 17. gospodarką świata i zajmuje szóste miejsce w dorocznym rankingu państw z największą liczbą miliarderów. Nad Bosforem stoją rzędy pałaców, które przepychem mogłyby przyćmić rezydencje stawiane przez patrycjuszy w czasach świetności Wenecji.
Wyświechtany komunał, że Stambuł jest wyjątkiem i nie odzwierciedla prawdziwej Turcji, ma coraz mniej wspólnego z rzeczywistością. Równie dramatyczne zmiany zachodzą w innych miastach, gdzie mieszka już połowa 74-milionowej ludności kraju. W położonym 1200 kilometrów na wschód Van robotnicy o 1 w nocy siedzą w głębokich wykopach, wymieniając instalacje potrzebne do położenia nowej drogi. Między Ankarą a miastem Konya otwarto właśnie szybką kolej.
– Ludzie tak bardzo domagają się nowych inwestycji, że często są one zaczynane, zanim jeszcze zakończy się planowanie. W efekcie podczas budowy pojawiają się niespodziewane problemy. Czasem kończą się fundusze. To jeden z naszych największych problemów – przyznaje minister transportu Binali Yildirim. Ale i tak w ciągu ośmiu lat wybudowano ponad 16 tysięcy kilometrów dróg – dwa razy więcej niż wcześniej przez 80 lat istnienia świeckiej republiki.
?
Rządząca krajem od 2002 roku AKP to konserwatyści, którzy nie ukrywają swojego przywiązania do islamu. Dlatego wiele osób im nie ufa. Nie chcemy być drugim Iranem – mówi wykształcony w Nowym Jorku kadet, który oprowadza turystów po mauzoleum Mustafy Kemala Ataturka, ojca świeckiej republiki. Obawy, że konserwatyści zamienią Turcję w państwo wyznaniowe, na razie nie znalazły potwierdzenia. Nawet przeciwnicy islamizacji kraju cieszą się z rozbijania układów zbudowanych przez dawny establishment. Coraz więcej zwolenników zapewnia AKP jej polityka gospodarcza. Turecka gospodarka rozwija się od kilku lat w zawrotnym tempie 10 proc. rocznie. PricewaterhouseCoopers szacuje, że w 2020 roku Turcja zacznie przeganiać kraje należące do G7 w dochodzie narodowym brutto na głowę mieszkańca. Najpierw Kanadę, potem Włochy... Dziś tureckie PKB jest o dwa tysiące dolarów wyższe, niż miała Polska tuż przed wstąpieniem do Unii Europejskiej. – Chcemy być dziesiątą gospodarką świata – zapowiada wicepremier Ali Babacan.